"Sieci": Miasto nie dla mieszkańców
Budowany przez ponad dwie dekady panowania w mieście Pawła Adamowicza układ skupiający najważniejsze postacie lokalnego świata urzędniczego, budowlanego czy prawniczego wcale nie skończył się wraz z jego śmiercią. „Republika deweloperów” ma się świetnie, mamy coraz więcej dowodów, że określając Gdańsk w ten sposób, nie mylimy się ani trochę. Marcin Wikło opisuje na łamach „Sieci” gdański miejsko-deweloperski układ.
Po raz pierwszy Gdańsk został nazwany „republiką deweloperów” przez Jarosława Wałęsę w 2018 r., gdy ten był kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta miasta. Młody polityk tak bardzo chciał dokuczyć starszemu rywalowi, Pawłowi Adamowiczowi, że wreszcie nazwał po imieniu kulisy polityki uprawianej w mieście od lat.
Wikło wyjaśnia, że w 1989 r. weszła w życie Ustawa o gospodarce nieruchomościami, która zakłada, […]że funkcjonujące spółdzielnie mieszkaniowe mogły otrzymywać w użytkowanie wieczyste tereny, którymi gospodarowały, w przypadku, gdy były one zabudowane, i to tylko do 5 grudnia 1990 r. Grunty niezabudowane można było nabywać w przetargach. W wielu polskich miastach praktyka jednak rozmijała się z urzędniczą teorią. Miasta szczodrze rozdawały wolne działki, beneficjentami nie były osoby przypadkowe. Wikło przytacza kilka przykładów, które świadczą o tym, jak wygląda układ. Jednym z nich jest Centrum Handlowe Forum Gdańsk: Budynek powstał na zasadach partnerstwa publiczno-prywatnego, a miasto wniosło do niego działkę wartości 140 mln zł. Trzeba zaznaczyć, że to partnerstwo bardzo specyficzne, holenderska firma Veste BV wniosła bowiem do spółki… budowlane know-how. W październiku i listopadzie ub.r. dokonano rozliczeń pomiędzy gminą a deweloperem z Niderlandów i okazało się […], że miasto Gdańsk umorzyło swoją część […], czyli zrzekło się udziałów w zamian za przejęcie jednego z budynków w kompleksie – Kunsztu Wodnego.
Wikło zaznacza, że zmarły w grudniu Robert Krygier, gdańszczanin, znawca i miłośnik miasta opowiedział w filmie o raporcie NIK z 2009 r.… który był druzgocący dla polityki przestrzennej stolicy Pomorza. Kontrolerzy wskazują na konkretne złe decyzje, na mocy których straciło miasto, a zyskali prywatni przedsiębiorcy. Autor opisuje, jak w praktyce wygląda partnerstwo publiczno-prywatne: Zasada wydaje się doskonała: miasto ma ziemię, oddaje ją firmie, firma buduje osiedla i w rozliczeniu za grunty oddaje mieszkania. Lokali komunalnych miastu wciąż brakuje, więc kierunek byłby słuszny […]. Ten rachunek powinien być prosty, cena gruntów powinna się równać cenie oddanych mieszkań. Już w 2019 r. pisaliśmy w tygodniku „Sieci” o analizach, do których wówczas dotarliśmy. Wynikało z nich, że ceny zwykle szacowane są na niekorzyść miasta […]. Wartość działki zazwyczaj jest zaniżana, a wartość mieszkań zawyżana.
Jak pisze Marcin Wikło, miasto robi „ukłony” w stronę deweloperów: Jaka jest ich cena? Specjaliści, z którymi rozmawiamy, mówią wprost: straszna i wyniszczająca dla miasta. Budowy w strefie ochronnej ujęć wody, likwidacja ogródków działkowych […] czy budowa centrum handlowego Metropolia na zbiorniku retencyjnym – to tylko niektóre przykłady kierunku, w jakim zmierza polityka rozwoju miasta.
W podsumowaniu autor stwierdza: Ten układ polityczno-biznesowy to materia, która wymyka się z rąk. Terminy „miasto deweloperów” czy „mała Sycylia” mają głębokie uzasadnienie. Aleksandra Dulkiewicz z chorym systemem nie walczy. Konserwuje go, ale dla niepoznaki nazywane jest to „wypełnianiem testamentu Pawła Adamowicza”.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 7 lutego br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.