"Sieci": Białystok: krajobraz po bitwie
Kiedy patrzy się na centrum Białegostoku, pełne ogródków restauracyjnych, z mnóstwem ludzi, trudno wyobrazić sobie, że niedawno było miejscem gwałtownych wydarzeń. Sceneria jest wręcz idylliczna, trochę wielkomiejska, a trochę swojska. Największym powodzeniem cieszą się lokalne specjały, babka ziemniaczana i kartacze oraz piwo z podlaskich browarów - Maja Narbutt w nowym wydaniu tygodnika „Sieci” wraca do ostatnich wydarzeń w Białymstoku związanych z protestem przeciwko marszowi równości.
Publicystka przytacza opinię Jacka Słomy, prezesa konserwatywnej fundacji Podlaski Instytut Rzeczypospolitej Suwerennej: – Rodzina, spokój, tradycyjne wartości. Cieszymy się, że wokół jest zielono, nie jest daleko do lasu, gdzie można zbierać grzyby, że blisko są jeziora, w których można popływać. I właśnie w obronie tego spokoju wyszliśmy na ulice. Bo nie chcemy cywilizacyjnej rewolucji - podaje Narbutt.
– Prezydent faworyzował marsz równości, wręcz parł za wszelką cenę do tego, by koniecznie przeszedł ulicami Białegostoku – twierdzi Słoma, podkreślając, że w tym dążeniu prezydent lekceważył wpływające do niego notatki policyjne, które ostrzegały, że może dojść do zamieszek. – Opór przed marszem równości był w naszym mieście bardzo silny. I wbrew obiegowej opinii wcale nie chodzi o jakiś katotaliban, fundamentalistów katolickich. W sprzeciwie zjednoczyli się wszyscy wierzący – mówi jeden z moich rozmówców. Kiedy marsz równości dotarł do cerkwi św. Mikołaja, znajdującej się na głównej ulicy miasta, drogę zagrodziła mu grupka prawosławnych. – To był niezwykły widok. Na drodze marszu stanął siwowłosy mężczyzna, stał, jakby wrósł w ziemię. Wysoko nad głową trzymał ikonę Chrystusa Zbawiciela. W końcu ściągnęła go policja i wlepiła mandat – opowiada białostocka dziennikarka. Może kontrdemonstranci nie byliby tak zdeterminowani i wzburzeni, gdyby marsz nie przechodził trasą pełną ważnych dla białostoczan symboli – od monumentalnego pomnika, na którym widnieje napis „Bóg, honor, ojczyzna”, przez główne arterie miasta i obok najważniejszych świątyń. Wszystko jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje z daleka, Białystok od dawna zaś ma czarny pijar. Jak uważa socjolog Maciej Białous, którego sympatie polityczne są dalekie od prawicy, stygmatyzuje się i krzywdzi to miasto, a obraz medialny jest znacznie gorszy niż rzeczywistość. Mówienie „idziemy po was”, co robił ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, czy też pogardliwe „każdy ma swój Białystok”, autorstwa publicysty Jacka Żakowskiego, budzą jego sprzeciw – pisze Narbutt.
Publicystka podsumowuje - nie ma wątpliwości, że choć to był pierwszy, to nie ostatni marsz równości w Białymstoku. Będzie po nim następny, warto więc odrobić lekcję.
Cały artykuł Mai Narbutt w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”, w sprzedaży od 5 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.