Rząd PO chciałby mieć prezydenta niemotę
"Zagraniczna ofensywa Andrzeja Dudy pokazuje, jak naiwna była polityka Tuska i Sikorskiego".
Zagraniczna ofensywa Andrzeja Dudy i jej reperkusje pokazują, jak naiwna, a wręcz dziecinna była polityka Tuska i Sikorskiego, i że tak samo jest w wykonaniu Ewy Kopacz oraz Grzegorza Schetyny.
Jacek Protasiewicz, dolnośląski baron PO, znany z hajhitlowania na niemieckim lotnisku stwierdził autorytatywnie, że prezydent Andrzej Duda nie zna się na polityce zagranicznej. Protasiewicz się zna, bo wie, jak zabrać komuś wózek na bagaż na lotnisku za granicą. Były wiceszef europarlamentu powtórzył tylko to, co jego partia matka rozsyła w przekazach dnia. A potem posłowie PO, w tym tak wybitni intelektualiści jak Jakub Rutnicki, jak katarynki powtarzają zdania o „niekompetencji” prezydenta w kwestiach polityki zagranicznej. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak robią jest wyjątkowo prosta.
Specjalista od lotniskowego hajhitlowania oraz jego koledzy za wszelką cenę muszą przykryć to, że Radosław Sikorski, „wybitny” specjalista od polityki zagranicznej, który zajmował się nią nieprzerwanie przez siedem lat, osiągnął mniej więcej takie efekty jak Protasiewicz swoim hajhitlowaniem u niemieckich policjantów. Wywodzący się z PO Bronisław Komorowski osiągnął równie wiele, to znaczy przychylał nieba ówczesnemu prezydentowi Rosji Dmitrijowi Miedwiediewowi, na czym Polska wyszła jak Jan Himilsbach wyszedłby na ewentualnym nauczeniu się angielskiego. Największym osiągnięciem premier Ewy Kopacz było z kolei błądzenie po czerwonym dywanie w Berlinie podczas wizyty u Angeli Merkel. Podkreślam to osiągnięcie, bo zabłądzenie na dywanie podczas oficjalnej wizyty jest ewenementem na skalę światową. Przy takich „sukcesach” PO musi atakować prezydenta Dudę w kwestiach polityki zagranicznej.
Polscy dziennikarze obsługujący zagraniczne media w duchu, a często wręcz w imieniu „Gazety Wyborczej” oraz zachodni dziennikarze, przyjaciele polskich polityków w rodzaju Edwarda Lucasa z „The Economist” (przyjaciela Radosława Sikorskiego) jeszcze przed zaprzysiężeniem Andrzeja Dudy robili mu złą opinię. Ale niemieckie media sprawdziły na miejscu jak jest, zaś dziennik „Bild”, czyli gazeta o największym zasięgu w Niemczech, zrobił nawet obszerny wywiad. I ton niemieckich mediów przed wizytą oraz w jej trakcie stał się generalnie przychylny. Zaczęto nawet mówić o prezydencie Dudzie jako germanofilu. No i w ten sposób cała narracja PO poszła tam, gdzie Siara Siarzewski (genialnie grany przez Janusza Rewińskiego) w filmie „Kilerów 2-óch” myślał, że poszło sprowadzenie do Polski płk. Jose Arcadio Moralesa. A Jacek Protasiewicz w ten sam sposób został ze swoim hajhitlowaniem.
Z PO i jej uprzedzeniami oraz robieniem „koło pióra” każdemu, kto nie ciągnie rydwanu tej partii jest tak, że rozbijają się na pierwszej lepszej konfrontacji z rzeczywistością. Ich „szajby” trzymają się kupy, gdy się ich nie weryfikuje. Wtedy pewien oddźwięk mogą mieć nawet opowieści dziwnej treści speca od hajhitlowania Protasiewicza czy intelektualisty Rutnickiego. Ale przecież trudno oczekiwać od niemieckich mediów, a tym bardziej od niemieckich polityków, żeby przyjmowali enuncjacje ludzi PO jako fakty, z którymi powinni się liczyć. Mają więc oni swoją wiedzę, pochodzącą od dyplomatów, ekspertów i tajnych służb oraz mają interesy, które muszą realizować także z polskim prezydentem, kimkolwiek by on nie był. Na tym polega Realpolitik. I w ramach tej Realpolitik odmienność polskich celów od niemieckich w wielu wypadkach może być Niemcom na rękę. Pełna praktycznie zgodność polskiej polityki z niemiecką za premiera Tuska i ministra Sikorskiego powodowała, że Polska przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy chodziło o tworzenie większościowych koalicji w ważnych negocjacjach w ramach Rady Europejskiej.