Mazurek: „Hodujcie jełopy każdego dnia”
Są ludzie, którzy przechodzą do historii, nie robiąc nic. Wystarczy, że zapłodnią. I nie myślę o ojcach, raczej o inspiratorach zapładniających pomysłem.
I tak Igor Ostachowicz zostanie najbardziej znanym ministrem edukacji, nie obejmując nawet resortu. Wieść gminna niesie bowiem, iż to pan Igor, prywatnie ojciec i grafoman, wziął przykład ze swego pryncypała i się wściekł. Wkurzyły go ceny podręczników i kazał napisać jeden elementarz.
Tu można by zadumać się nad faktem, iż w demokracji coroczna rozpacz milionów rodziców, którzy we wrześniu każdego roku muszą wyposażyć swe pociechy i biorą na to kredyt (tak, tak, drodzy warszawiacy!), nie ma znaczenia. Za to jak padnie na zausznika cara, sprawę daje się załatwić natychmiast. Nawet jeśli rozwiązanie jest kompletnie wbrew duchowi partii.
Można by też zadumać się nad sensem powoływania ministrów, i to nie tylko w przypadku Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która może zasiąść na każdym stanowisku, bo wszystko jej jedno, czy nie zna się na pracy, edukacji czy zdrowiu. Joasia, nasza wieloletnia przemiła koleżanka po fachu, oczywiście wykona bez zmrużenia oka polecenie wprowadzenia jednego elementarza i posyłania do szkół sześciolatków, przeciwko czemu tak przekonująco przez wiele lat gardłowała. No, ale Joasia ma poglądów tyle, ile Monika Olejnik butów, więc zawsze coś tam sobie wybierze.
Jaki jednak jest sens powoływania ludzi na fikcyjne zupełnie stanowiska ministrów, skoro i tak robią to, co każe pan od piaru? I nie piszę tego, by znęcać się nad Kluzik-Rostkowską, naprawdę. Pytam o sens. Bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że Tusk powołał Kluzik-Rostkowską z powodu jej kompetencji, prawda?
O to warto chyba spytać, skoro pytania o jeden podręcznik nie zadano. I staram się tu być precyzyjny: nie twierdzę, że to zły pomysł. Mam co prawda takie przekonanie, ale chętnie dałbym się komuś przekonać, tyle że nikomu nie przyszło do głowy rozmawiać o tym z rodzicami albo szerzej: z obywatelami. Rozumiem argument o cenie, wiem, iż trudno go zbić, tylko czy załatwi się to obowiązkowym elementarzem?
A pytanie o autora? Być może pani Lorek jest po prostu najlepsza. Być może, ale dlaczego nie spytano innych? Pośpiech? Hm, a co to, Ostachowicz posłał swoje dziecko do szkoły od lutego i dopiero gdzieś tak w marcu się zorientował, że książki drogie? Na gwałt trzeba nadrabiać to, co przez siedem lat nie przeszkadzało, więc szybko, nie ociągać się, nie pytać? Przypominam, iż pośpiech, że ludowym przysłowiem się posłużę, wskazany jest jedynie przy łapaniu pcheł i jedzeniu z jednej michy.
Tu przydałby się elementarny namysł, choćby nad wizją edukacji. Ostatnie siedem lat rządów Tuska pokazuje, że kierunek jest jeden – jeszcze więcej tego samego. Narzekamy, że młodziaki nic nie umieją, a szkoły hodują jełopów? Ograniczmy im nauczanie historii! Zanim się Ostachowicz zorientuje, minie dobrych kilka lat.
Cały felieton Roberta Mazurka w ostatnim wydaniu tygodnika "wSieci".