Kiedy spiskowa teoria staje się rzeczywistością
Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej" łaskaw był poświęcić spory artykuł oporowi jaki wzbudził u części środowisk konserwatywnych pomysł by nazywać Powstanie Warszawskie obłędem. Tekst, jak to u Wrońskiego, niechlujny, roi się od pomyłek i wymysłów.
I tak, wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, który ukazał się w "Do Rzeczy", został przypisany "w Sieci", zaś tekst Piotra Gontarczyka z "w Sieci" został umieszczony ręką Wrońskiego na łamach drugiego pisma. Z kolei ja (Michał Karnowski) zostałem wyniesiony na stanowisko redaktora naczelnego "w Sieci" (jest nim Jacek Karnowski), a Piotrowi Zarembie przypisano treści, których nigdy nie opublikował. Pomijam też typowe frazy "Wyborczej" w której publicyści konserwatywni nigdy nie mają stanowiska, oni zawsze "ochoczo ruszają" by coś tam zrobić. Ot, taki styl "inteligenckiej" gazety, od lat stosowany.
Ważniejsze jest coś innego. Otóż Wroński relacjonując dyskusję mnoży plany i perspektywy, jednak zawsze w finale sprowadzają się one do tezy, że za danym poglądem stoi jakiś interes. Nasz, czyli redakcji portalu wPolityce.pl i tygodnika wSieci spór z redakcją promującą Zychowicza to dla niego "element polityczno-medialnego marketingu". To, że zychowszczyzna, polegająca na namawianiu Polaków do marszu wstecznego z Hitlerem, wyszydzaniu Powstania Warszawskiego, nazywania przywódców AK agentami, naprawdę nas niepokoi, nie przychodzi mu do głowy. A komplementy jakimi publicysta GW Zychowicza obsypuje, ten niepokój potwierdzają. Bo oto czytamy taki skrótowy opis dzieła "Obłęd":
Według Zychowicza powstanie warszawskie było ukoronowaniem głupoty polskich polityków i wojskowych. Zamiast wyzwolić stolicę, inicjatorzy powstania zrobili bowiem prezent Stalinowi. Kierownicze decyzje w polskim podziemiu podejmowali nieudacznicy, zdrajcy czy alkoholicy znajdujący się w stanie euforycznym. Rozsądnym wyjściem zaś była polityka NSZ - cichej współpracy z Niemcami, gdyż z dwojga wrogów gorszym były Sowiety.
W jakim stanie znajdować się może autor książki zawierającej takie tezy i co spożył jej recenzent, pozostaje wielką zagadką.
Wroński moje wcześniejsze uwagi na temat zychowszczyzny, która jest chorobą umysły podobną do palikotyzmu (i także przeminie), skwitował tak:
Michał Karnowski umieścił ją w centrum antypatriotycznego spisku, na czele którego przez lata stał największy wróg prawicy "Gazeta Wyborcza".
Jedno zdanie, a tyle nieprawd. Przecież nie trzeba żadnej teorii spiskowej by zrozumieć cel i intencje "Wyborczej" w odniesieniu do polskiego patriotyzmu i tejże tradycji. W tej gazecie polskość to na każdej niemal stronie zagrożenie, brud, niepokój, nienormalność. To wyłazi z każdego artykułu i spiski nic do tego nie mają. Jest to robione otwarcie i jawnie.
Nie uważam także by "Wyborcza" była największym wrogiem prawicy, bo "prawica" to kategoria umowna i względna, a jej interes nie jest istotnym punktem odniesienia. Liczy się Polska, która "Wyborcza" w mojej ocenie osłabia, jej środowisko działa na niekorzyść kraju. Tyle i aż tyle. A to, że w tym roku część środowiska konserwatywnego wzięła na siebie coroczne zadanie (zwykle wykonywane przez GW) zepsucia powagi rocznicy sierpniowej, to też fakt oczywisty.
Zadziwia jednak upór z jakim Wroński zaprzecza tym, pozwolą państwo, że zacytuję klasyka, oczywistym oczywistościom. Dlaczego tak upiera się by to, co robi jego środowisko, pozostało nienazwane? Dlaczego atakowanie wszystkiego co polskie musi być skrywane za eufemizmami? Dlaczego propaganda homoseksualna musi ubierać się w szatki tolerancji, którą homoseksualiści od dawna się cieszą? Dlaczego maniakalne zwalczanie Kościoła musi przybierać formę zabiegów o jego reformę? A niechęć do państwa polskiego, w tym otwarte wspieranie separatyzmu niemieckiego na Śląsku, musi być przykrywana europejskością?
Spokojnie, większość ludzi widzi co się dzieje. Lech Wałęsa uczciwie na przykład nazwał politykę zagraniczną obecnej ekipy: chodzi o przyłączenie Polski do Niemiec. I głośno powiedział, zapewne niechcący, co tak mocno się przeróżnymi wygibasami ukrywa. Minister Sikorski w Berlinie oferując pani Merkel rezygnację z polskiej suwerenności postawił pierwszy krok, Wałęsa spuentował. A ile byłoby krzyku gdyby to ktoś z naszych redakcji napisał, że władzy chodzi przerobienie nas na landy, jak bardzo by szydził Wroński, jakie teorie spiskowe by nam przypisywał. A tak, raz ciach i wszystko szczerze zostaje powiedziane: mamy się wyrzec państwowości i stać landami wschodnimi Wielkich Niemiec. (Wielkie Niemcy są dobre, europejskie, Wielka Polska to szowinizm). Co pewnie nie przeszkodzi Wrońskiemu za chwilę szydzić z przestrzegających przed nowymi rozbiorami.
Ale widzę w tym także i dobro. Wroński rokuje pewne nadzieje na poprawę, próbuje bowiem jeszcze iść w zaparte i zaprzeczać temu, co inni w jego własnej redakcji otwarcie głoszą, a idole jego gazety realizują.
Dlaczego zaprzecza? Wyrzuty sumienia? Taktyka osłonowa? A może po prostu nie rozumie co się wokół niego dzieje? Tak czy inaczej nadzieja na poprawę jest.
Michał Karnowski