Janecki: Sikorskiego rozszarpują partyjni kumple
W PO, czyli partii miłości mamy czysty darwinizm i zjadanie słabnących drapieżników przez silniejszych. I to na oczach tłumów - jak w czasach rzymskich. Teraz zjadany jest Sikorski - pisze Stanisław Janecki.
Tak zwana sprawa Sikorskiego jest wręcz modelowym przykładem robienia ludziom wody z mózgu przez polityków PO i politycznych wolontariuszy tej partii w rodzaju Romana Giertycha. Oto wielki mąż stanu Radosław Sikorski miał zostać zaszczuty przez opozycję i „prawicowych hejterów”. Dlatego nie będzie kandydował w jesiennych wyborach parlamentarnych. A Polska poniesie ogromną stratę, bo wielki mąż stanu Sikorski był ceniony na całym globie, a nawet na Plutonie, obok którego przeleciała niedawno ziemska sonda. Wielki mąż stanu Sikorski był też dowodem wielkości elit PO. Tyle tylko, że w tej sprawie wszystko jest kłamstwem, oszustwem, manipulacją albo odwracaniem kota ogonem.
Bezpośrednią przyczyną decyzji Sikorskiego o niekandydowaniu było skrajne upokorzenie go przez Ewę Kopacz i stojącego za nią w tej sprawie Donalda Tuska. Planowane wystawienie na „jedynce” w Bydgoszczy obecnej szefowej MSW Teresy Piotrowskiej zamiast Sikorskiego było przecież plunięciem mu w twarz przez p.o. przewodniczącej partii Ewę Kopacz (przy nieskrywanej radości Grzegorza Schetyny). Sikorski (jedynka) dostał w 2011 r. 91 720 głosów, zaś Piotrowska (dwójka) 10 009, czyli ponad dziewięć razy mniej. Poza tym Piotrowska nawet w szeregach własnej partii jest uznawana za osobę mającą co najwyżej kompetencje do zarządzania koszeniem trawy w posiadłości Sikorskiego w Chobielinie, a nie kierowania tak ważnym resortem jak MSW. Upokorzenie byłego szefa MSZ i marszałka Sejmu jest więc podwójne. I nie zrobiła tego żadna opozycja czy prawicowi hejterzy, lecz kierownictwo jego własnej partii.
Pierwszy akt zaszczuwania Sikorskiego rozegrał się we wrześniu 2014 r., a jego autorami byli Ewa Kopacz oraz Donald Tusk. To im Sikorski zawdzięcza wywalenie z funkcji ministra spraw zagranicznych. Formalnie ważna posada marszałka Sejmu nie była awansem dla kogoś, kto jest o wiele za młody na piastowanie funkcji reprezentacyjnych. Drugi akt zaszczuwania wielkiego męża stanu z Chobielina rozegrał się w czerwcu 2015 r., gdy Ewa Kopacz, wspierana przez Donalda Tuska, zmusiła go do ustąpienia ze stanowiska marszałka Sejmu. Po drodze były akty pomniejsze, autorstwa czołowych polityków Platformy, pokazujące, że w partii Sikorski jest nikim, choć formalnie jest wiceprzewodniczącym. Trzeci akt szczucia przeciw Sikorskiemu dokonał się po ustąpieniu i jego deklaracji, że będzie jedynką na liście w Bydgoszczy. I znowu był on dziełem Ewy Kopacz. Ni mniej, ni więcej oświadczyła ona, że jedynka na liście musiała się Sikorskiemu ubzdurać, bo nikt mu tego nie obiecywał. Ewa Kopacz ośmieszyła w ten sposób wielkiego męża stanu, sugerując, że albo jest kłamcą, albo mitomanem, albo można mu coś obiecać, potem temu zaprzeczając, czyli można go potraktować jak „politycznego śmiecia”. Czwarty akt zaszczuwania Sikorskiego, znowu autorstwa Ewy Kopacz, polega na wydziwianiu, że zrezygnował oraz ironizowaniu, że może kiedyś wróci, bo przecież taki wybitny i zasłużony. Ta odsłona hejtu przeciwko Sikorskiemu, autorstwa szefowej partii i ważnych działaczy PO, to kpienie z niego w żywe oczy i „robienie z tata wariata”.
Opozycja przynajmniej traktowała Radosława Sikorskiego poważnie, widząc w nim groźnego przeciwnika, przez siedem lat mającego wielki wpływ na polską politykę zagraniczną. Natomiast własna partia od prawie roku robi z niego pośmiewisko i nieustannie go upokarza. To jest zresztą część większej całości, czyli totalnego glanowania partyjnych działaczy, którzy wypadli z łask. I to glanowania w stylu typowym z jednej strony dla sowieckiej Rosji, z drugiej - dla gangów. Wkładem własnym PO było ośmieszanie i wykpiwanie tych, którzy wypadli z łask, i to z całą bezwzględnością, choć to niszczyło godność i poczucie własnej wartości. Tak przez lata robił Donald Tusk, tak postępuje też Ewa Kopacz. Przekonali się o tym m.in. Paweł Piskorski, Jan Rokita czy Grzegorz Schetyna. Ten ostatni jako jedyny z ważnych działaczy przetrwał kampanię ośmieszania, wykpiwania, marginalizowania i upokarzania, ale tylko dlatego, że Donald Tusk przeniósł się do Brukseli.