Wszędzie prokuratorzy
Stefek Jaworski z pewnością ma jakieś zaburzenia. Moim zdaniem, mają one podłoże żołądkowo – nerwowe. Na jego twarzy od momentu, kiedy został szefem krajowej komisji wyborczej malują się niepokój i ból.
Nasilają się one w okresach ciszy wyborczej. Dbanie o to, żeby nikt jej nie naruszył, a później ściganie tych, którzy dopuścili się wyborczego przestępstwa, źle wpływa na Stefana trawienie. Jeśli do tego dodamy kłopoty z liczeniem głosów, trudno się dziwić, że cierpienie towarzyszy, jakże odpowiedzialnej roli Stefka, jaką nałożyły na niego najwyższe organy państwa. I wzmaga się w ciszy.
Wcześniej Stefek Jaworski był przez ponad 30 lat prokuratorem. Ten rys jego osobowości widoczny jest na obecnym miejscu. Przejawia się w podwójnej postaci. Rygoryzmie i braku umiejętności poruszania się w świecie liczb większych niż wyroki więzienia przewidywane w kodeksach karnych w okresiePRL i aktualnych przepisach. W wielkim skrócie można by powiedzieć: odwrotną stroną splendoru, jaki płynie na Stefana w związku z pełnioną przez niego funkcją, jakże miłą obecnością telewizji, kiedy podaje częściowe wyniki, są wieczne zgryzoty.
Aby ograniczyć ich wielkość i zmniejszyć tym samym ich zgubny wpływ na jego organizm Stefan wydał okólnik, w którym wyłuszcza, czego nie wolno robić podczas ciszy. Ostrzega też – z nawyku zawodowego wcześniejszych lat – że „ocena występków wyborczych należeć będzie do organów ścigania i sądów”. Aż mnie ciarki przechodzą po plecach, kiedy cytuję te złowróżbne słowa.
Największym występkiem podczas ciszy jest agitacja za jakąś partią albo jakimś kandydatem. Ostrzeżeń Stefka panicznie wręcz boją się telewizje. Naruszenie ciszy, może je kosztować nawet kilka milionów złotych. Takie mamy teraz srogie organa ścigania i sądy.
Całe szczęście dla telewizji, że cisza trwa tylko dwa dni. Inaczej by splajtowały. Z monitorów bije nuda na pudy, a reklamodawcy żądają, żeby za nadawanie ich wideoklipów płacili telewizjom ulgowe stawki.
Większość telewizji przez te dwa dni ratuje się filmami dokumentalnymi. Zmusiłem się do ich oglądania, bo nieszczęśliwie na mnie przypadło zrobienie „Weekendowego przeglądu telewizyjnego”.
Co za strata czasu. Jakiej bym telewizji się nie dotknął - same starocie. W publicznej – jak Jacek Protasiewicz wyrywa wózek bagażowy z napisem „Frankfurt” jakiemuś brzuchatemu – nawet bardziej niż ja – facetowi i zrzuca jego walizki na marmurową posadzkę, po której walizki się ślizgają, powodując niemal upadek policjanta. A Protasiewicz z pretensją do przedstawiciela władzy na lotnisku: -Jak chodzisz bęcwale?!
W TVN znowu Protasiewicz, choć tylko korespondencyjnie. Rozmowa dwóch facetów, w jakimś podziemnym garażu. Mnóstwo luksusowych samochodów z rejestracją Dolnego Śląska. Słyszymy:
Jeśli zagłosujesz na Protasiewicza, gwarantuję ci, że załatwi on twojej starej posadę jak ta lala.
Przełączam na Polsat Neews. Kamera dokumentalisty wędruje po grobach na jakimś cmentarzu. Choć jasny dzień bije groza jak z horroru. Za ogrodzeniem w oddali widać opustoszałą jak sam cmentarz stację benzynową. Nagle z za okazałego pomnika wylania się jakaś męska postać. Osobnik ten o odpychającej facjacie, rozgląda się dookoła, a następnie przycupnął na marmurowym murku okalającym jakiś grób (nazwisko nieboszczyka na metalowej tabliczce przybitej do krzyża nieczytelne). Jeszcze raz panorama cmentarza. Zaraz potem za plecami mężczyzny, siedzącego na grobie, pojawia się przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy niejaki Chlebowski. Filmowane tak, jakby było to spotkanie duchów. Drastyczny ten dokument mogły przypadkiem, ze względu na porę, oglądać dzieci. Można się spodziewać ostrej reakcji Dworaka i srogiej kary finansowej dla tego kanału.
Wracam do publicznej dwójki, a tam Żelichowski z PSLpodkreśla klasę Chlebowskiego.
Był na tyle rozsądny, że spotykał się na cmentarzu, a nie jak nieostrożny Sienkiewicz czy Sikorowski (przejęzyczenie znanego działacza PSL – chodzi oczywiście o niedawnego szefa MSZ, obecnie marszałka Sejmu Sikorskiego) w restauracjach.
W planie amerykańskim postacie Belki i Sienkiewicza na tle szyldu: „Sowa i Przyjaciele”.
W tym czasie jedynka po raz trzeci pokazuje dokument kręcony za granicą. Największy, przepiękny plac w Madrycie Plaza Mayor. Widzimy Adam Hofmana, wówczas jeszcze rzecznika PiS, w szampańskim humorze. Środek nocy. Z jego ust dobywają się jakieś głośne wrzaski. Nagle zaczyna poruszać się na czworaka.
Szuka widocznie biletów na tanie linie lotnicze
-– słyszymy czyjąś złośliwą uwagę z offu.
Tylko Telewizja Trwam dała nowość. Wejście prokuratora do siedziby polskiego związku siatkówki i rozmowę jej prezesa z prezydentem Komorowskim w katowickim Spodku.
Jerzy Jachowicz