"wSieci": Szlachetna gorycz – rozmowa z Janem Englertem
Byłem wychowywany w duchu fair play – dziś granie fair jest traktowane jako coś oderwanego od rzeczywistości – komentuje na łamach tygodnika „wSieci” Jan Englert.
Byłem wychowywany w duchu fair play – dziś granie fair jest traktowane jako coś oderwanego od rzeczywistości. W polityce to coś normalnego, ale przeniosło się na inne dziedziny życia – komentuje podczas rozmowy z Przemysławem Skrzydelskim na łamach tygodnika „wSieci” współczesne życie kulturalne Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.
Jan Englert podczas rozmowy publikowanej na łamach nowego numeru „wSieci” komentował rzeczywistość, w której znaleźli się Polacy. Mówił o podziale, który widoczny jest także w teatrze i próbie prowadzenia sceny niezależnie od podziałów.
Nie ma już rodziny teatralnej – jako aktorzy, reżyserzy, dyrektorzy nawet się wzajemnie nie oglądamy ani nie słuchamy. W stanie wojennym – podczas aktorskiego bojkotu – miałem poczucie, że jesteśmy, my, artyści, w jednej sprawie razem, że jesteśmy rodziną. A później z dnia na dzień, z minuty na minutę coraz bardziej się to rozjeżdżało. Dziś każdy ma olbrzymie ego. Egoizm w tej chwili jest główną religią i mottem – zauważa Englert.
Mówi także, że wciąganie teatru do życia politycznego oznacza obniżenie poziomu.
– Dzisiaj robienie publicystyki na scenie oznacza trochę uczestniczenie w czymś nazbyt prostym. Bo sztuka wplątuje się dziś w pojedynki nierycerskie, które na dodatek nie zawsze są o rękę narzeczonej – ale przeważnie o profity. Ideowcy używają sztuki jako argumentów w walce o inne boisko, grając w zupełnie innej konkurencji. Wie pan, to tak jakby rozliczać drużyny piłkarskie z ich kiboli. Nie patrzeć na to, jak gra drużyna, lecz jak kibicują jej fani. Proces, o którym mówię, funkcjonuje od dłuższego czasu na całym świecie i dotyczy nie tylko Polski.
Jan Englert podzielił się również swoja refleksja na temat konfliktu we wrocławskim Teatrze Narodowym: – Rozumiem protest zespołu, który miał sukcesy i był uznany za świetny. Mają poczucie, że coś im się odbiera – ja to rozumiem. Ale nie rozumiem inwektyw przeciw jednostce – i to jeszcze zanim się ją poznało. […] Z drugiej strony nie rozumiem Cezarego Morawskiego, że chciało mu się wyjść na pierwszą linię frontu, podejmować decyzje pogłębiające konflikt. To wymaga albo odwagi, albo głupoty. Niepotrzebne skreślić.
Dyrektor artystyczny Teatru Narodowego dzieli się także z rozmówcą swoją wizją teatru: – Zdemolowaliśmy wszystkie wzorce i pływamy w budyniu – nie ma nawet brzegu, do którego chcemy dopłynąć. A my w tym budyniu czy kisielu chcemy rzeźbić. Powtarzam: to niełatwy czas – właśnie dlatego, że nie ma kryteriów w wielu dziedzinach. Wszystko jest względne. Ale potrzeba pewnego porządku – choćby po to, by było przeciwko czemu się buntować. Jądro buntu teatralnego nie mieści się na linii podziałów politycznych – teatr zawsze zajmował się duchem, nie ciałem. Niedostatki ciała zawsze rzutują również na niedostatki ducha, to jasne, lecz zmienił się priorytet. Według mnie teatr powinien dotykać, a nie się wtrącać. Dotykać, a nie bić mokrą ścierką w twarz. Był taki moment, gdy było to potrzebne, jednak dziś zaczyna się to zmieniać.
Rozmowa z Janem Englertem w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”. Już 23 stycznia, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html. Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.