"wSieci": Sterowany prowokator
Marek Pyza i Marcin Wikło odkrywają prawdę o Andrzeju Hadaczu.
W najnowszym numerze tygodnika „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło odkrywają prawdę o Andrzeju Hadaczu, o którym głośno się „zrobiło” podczas ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce. Na początku próbowano nam wmówić, że to po prostu niezrównoważony jegomość. Gdy ujawniliśmy jego rolę w prowokacji przeciwko Andrzejowi Dudzie, stało się jasne, że mamy do czynienia z najemnikiem do politycznych machlojek. Teraz wiemy także o jego współpracy z aparatem PRL. Nie dziwi więc, że to właśnie Andrzej Hadacz został wytypowany przez PO do brudnej gry w celu definitywnego wyeliminowania opozycji – pisze dziennikarze w okładkowym materiale tygodnika.
W artykule Marek Pyza i Marcin Wikło piszą o swoich odkryciach dotyczących działalności Andrzeja Hadacza - człowieka, o którym dziś jest dość cicho, ale jego działania sprzed zaledwie kilku lat były chętnie podejmowane przez media. Pomógł Platformie Obywatelskiej w 2010 r. pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, gdzie wcielił się w rolę obłąkanego pisowskiego fanatyka. W 2011 r. pomógł PO w kampanii parlamentarnej, gdy partia w swoim spocie wykorzystała scenę z nim w roli głównej przed Pałacem Prezydenckim. W 2015 r. wspomógł upadające ugrupowanie Ewy Kopacz jeszcze raz – gdy za obietnicę mieszkania wywołał burdę w gmachu TVP przed debatą prezydencką – miał sprowokować sztabowców Andrzeja Dudy, dać się pobić.
Dziennikarze w artykule obnażają współprace z Hadacza z komunistyczną milicją i zauważają, że nie jest tylko przypadkowym prowokatorem. Wcześniej nazywał się Dobosz (po ojcu). Pod takim nazwiskiem widnieje w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. W kartotece ogólnoinformacyjnej IPN zachowała się tylko jedna karta ze skanem mikrofilmu […] Dowiadujemy się z niej, że teczka personalna TW „Hatka” (wcześniej w mediach mylnie podawano pseudonim „Matka”) znajdowała się w Pionie Kryminalnym RUSW Jastrzębie-Zdrój.
Pyza i Wikło wprawdzie zauważają, że współpraca Hadacza z komunistycznym systemem dla wielu komentatorów nie okazała się sensacją, to na jago działalność nowe światło rzuca inna sprawa. Oto okazuje się, że służby specjalne interesowały się nim na początku sierpnia 2010 r. Tuż przed zaprzysiężeniem Bronisława Komorowskiego na prezydenta (6 sierpnia) jedna ze służb pozyskała pełną wiedzę o przeszłości Andrzeja Hadacza. Rodzą się pytania: dlaczego właśnie wtedy i dlaczego właśnie nim się zainteresowano? Jakie plany z nim wiązano? Największa partia opozycyjna mogła wtedy budzić ciepłe uczucia, to ona poniosła w Smoleńsku największe straty. Czy Hadacz miał dopomóc w propagandowej operacji zohydzenia PiS, przedstawiając jego sympatyków jako zdziwaczałych dewotów, dzikusów, „smoleńską sektę”?
Dziennikarze oceniają, że wykrzyczane przez Hadacza słowa: „Tusk albo Komorowski – w łeb!”, podczas jednej awantur na Krakowskim Przedmieściu w 2010 r. doskonale spełniły swoje zadanie. Ta scena przejdzie do historii rok później, gdy w czasie parlamentarnej kampanii wyborczej Platforma wypuści spot, w którym chce pokazać, że PiS to partia stadionowych chuliganów, agresywnych starców, niebezpiecznych fanatyków. W 30-sekundowym klipie Hadacz pojawia się dwukrotnie. Drugi raz wrzeszcząc w tłumie: „Nienawidzę ich!”. Jest obsadzony w roli „typowego” wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Wściekły i odpychający.
Marek Pyza i Marcin Wikło opisują również późniejsze akcje prowokatora. Zauważają także, że […] całe jego dossier od 2010 r., a także nowe informacje z czasów Polski Ludowej wyraźnie wskazują, że to człowiek przeznaczony do zadaniowania. Przez kogo? Tak się jakoś składało, że zdecydowana większość jego aktywności, które znamy, zazwyczaj wychodziła – lub miała wychodzić – na dobre rządzącej wtedy Platformie Obywatelskiej.
Więcej o Andrzeju Hadaczu w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”, dostępnym w sprzedaży od 6 marca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.