"wSieci": Gajos na obraz człowieka
- Od 50 lat w polskim teatrze. Gdyby grał na Zachodzie, pewnie byłby ikoną w stylu Dustina Hoffmana – sylwetkę i dorobek artystyczny wielkiego polskiego aktora na łamach tygodnika „wSieci” przedstawia Przemysław Skrzydelski, komentator teatralny.
Skrzydelski przypomina, że najważniejsze role artysty zostały stworzone w warszawskim Teatrze Powszechnym (do którego zespołu należał od 1985 r.).
- (…) gdzieś w połowie lat 90., utarło się, że do teatru chodzi się „na Gajosa”. Nieważne, kogo grał, w każdej odsłonie rządził sceną niepodzielnie. Sam tego czasu nie pamiętam, choć znam z opowieści wiarygodnych świadków – pisze autor artykułu. Wspomina: - Gdy zacząłem chodzić do teatru nałogowo, Gajos był już klasykiem, jednym z kilku najważniejszych, gotowym, by ryzykować swój wizerunek w dowolny sposób. Tak go wówczas postrzegałem, mniej jako gwiazdę, bardziej jako zagadkę do rozwiązania; było przecież jasne, że po tak rozpędzonej karierze musi nastąpić jakiś przełom, kolejny krok, zaprzeczenie dotychczasowego wizerunku, bo chyba sam aktor miał już dosyć uznania z każdej strony – pisze Skrzydelski, zaznaczając, iż zwiastunem tego było właśnie odejście z Powszechnego, (…) na fali samych sukcesów.
Autor artykułu zwraca również uwagę na współpracę aktora z Krzysztofem Warlikowskim nad Szekspirowską „Burzą”. - Ostatecznie rzecz zakończyła się fatalnie, chyba dla obu stron. (…) Gajos zrezygnował. To była jego i tylko jego decyzja, ale w moim przekonaniu oznaczała coś więcej, dużo więcej niż rezygnację akurat z tej roli, budowanej w tak kontrowersyjnych okolicznościach. Dziś można ją postrzegać jako odcięcie się i wybór działania jednak na rozpoznanych szlakach.
Skrzydelski przedstawia również „Gajosa filmowego”. - Pamiętacie „Żółty szalik” (2001) o alkoholiku na dnie, dla którego pojawia się iskra nadziei? Aktor robi tam dokładnie to samo, gdy dziesiąty raz w ciągu dnia brakuje mu ukochanej butelki. W kultowej „Ucieczce z kina Wolność” (1990) już dało się zauważyć tę Gajosową nerwowość u cenzora Rabkiewicza, na którego przyszedł dzień sądu. Ruchy ramion, rąk, dłoni, potem nagłe, paradoksalne zmiany tonacji, jednak właśnie zawsze przepowiadane, tak jak kolejne gesty ciała składają się na pełny psychiczny obraz człowieka i często mogą powiedzieć, co się z nim stanie za chwilę. To absolutna potęga Gajosa – podkreśla Przemysław Skrzydelsk.
Czym przez 50 lat obecności na polskiej scenie przyciągał i wciąż przyciąga do siebie Janusz Gajos pisze Przemysław Skrzydelski na łamach nowego wydania tygodnika „wSieci”, w sprzedaży od 8 czerwca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.