W kleszczach systemu. Wstrząsający obraz Ryszarda Bugajskiego
Układ zamknięty” jest filmem szalenie ważnym dla polskiej kinematografii z kilku powodów. Nie chodzi tylko o jego scenariusz czy sposób realizacji, lecz także o fakt, iż to pierwszy prawdziwie niezależny polski tytuł, który pokonał w box offisie te współfinansowane przez państwo. Wstrząsający obraz Ryszarda Bugajskiego nie powstałby, gdyby nie determinacja producentów i wsparcie prywatnych darczyńców. Losy najmocniejszego od czasu „Długu” polskiego filmu demonstrują, w jakiej rzeczywistości wciąż żyjemy.
Już od poniedziałku 2 grudnia tylko z tygodnikiem "wSieci"
Pisałem już w recenzji dla tygodnika „wSieci”, że dawno na naszych ekranach nie mieliśmy kina tak gęstego od pokazanego zła, intensywnego w emocje oraz dosłownie bolącego widza. „Jutro mogą przyjść po ciebie” – nie jest jedynie pustym marketingowym sloganem. Świat opowiedziany w „Układzie zamkniętym” nie przypomina świata krajów cywilizowanych. To obraz postkolonialnego państwa, w którym metody ludzi wyrosłych w ustroju totalitarnym są przenoszone na nowy grunt. Oglądając dzieło Bugajskiego, odnosimy wrażenie, iż naprawdę każdy z nas może stać się ofiarą mafii. Jest to jednak mafia zupełnie inna od tej, do której przyzwyczaili się mieszkańcy pięknej Sycylii czy nawet krajów byłych republik radzieckich. Tym razem mamy do czynienia z mafią działającą w majestacie prawa i niedającą żadnych możliwości wyboru swoim ofiarom. To nie mafia, która zabiera tylko część utargu w ramach „ochrony”. Ta mafia pazernie bierze wszystko. I wszystko po drodze niszczy. Ta mafia nie ma jednego capo di tutti capi. To mafia, która charakteryzuje się biznesowo-towarzyskimi zależnościami wyniesionymi z PRL. Ryszard Bugajski nie tylko w pigułce dał nam obraz współczesnej Polski, ale przede wszystkim wszedł w psychikę ofiar systemu oraz ich katów. Chyba najmocniej widzów w tym filmie przeraziło to, że jest on oparty na prawdziwych losach polskich przedsiębiorców, którzy w majestacie prawa zostali zgnojeni przez „odnowioną demokratyczną Rzeczpospolitą”, jak kraj nazwał jeden z bohaterów „Psów” Pasikowskiego. Bugajski, który notabene nie należy do żadnych „pisowskich” artystów, jak zwykli mawiać entuzjaści systemu, w jakim żyjemy, zrobił na dodatek film idealnie ukazujący tezy konserwatywnych komentatorów i historyków o Polsce jako kraju rządzonym przez ludzi poprzedniego systemu.
Osoby, które zapisały się w najgorszych barwach w PRL, wychowują następne pokolenie niegodziwców (przykład młodego prokuratora Słodowskiego), którzy uniemożliwiają przerwanie morderczego łańcucha, zaciskającego się coraz częściej na szyjach niewinnych. Ryszard Bugajski 31 lat temu zrealizował głośne „Przesłuchanie”, opowiadające o kafkowskim procesie kobiety w czasach stalinizmu. „Układ” to opowieść o kafkowskim procesie trójki biznesmenów po upadku komunizmu. Oba filmy można ze sobą zestawić. Oba pokazują triumf bezwzględnego zła nad dobrem. Oba dotykają najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy, co przyznał również Janusz Gajos, wcielający się w bezwzględnego prokuratora-demiurga. Aktor zagrał również pamiętną rolę ubeka w „Przesłuchaniu”.
Gajos w rozmowie ze mną na portalu wNas.pl opowiadał, że zarówno podczas realizacji najsłynniejszego filmowego „półkownika” PRL, jak i teraz starał się uprawdopodobnić swoją postać. Major UB, jak i prokurator Andrzej Kostrzewa, który niczym demiurg reżyseruje powolne morderstwo odnoszących sukcesy młodych kapitalistów, są jednak tylko trybikami w wielkiej maszynie bezprawia. Obaj są cynicznymi, zdemoralizowanymi i złymi ludźmi, którzy nie mają żadnych oporów, by uderzyć w przeciwnika. Obaj korzystają jednak z istniejącego prawa, umożliwiającego zniszczenie każdego obywatela. „Znajdź mi człowieka, a ja znajdę na niego paragraf” – mówi stare bolszewickie powiedzenie. Mogłoby ono być podtytułem „Układu zamkniętego”. Dla Kostrzewy trójka biznesmenów, którzy zadziwili Europę swoją technologią produkcyjną, nie tylko jest zagrożeniem dla wydumanego przez niego ładu społecznego, ale również przypomina mu o jego własnej niechlubnej przeszłości. Gajos przekonywał, że starał się zrozumieć motywacje Kostrzewy, które miały swoje źródło, gdy ten był na studiach. Starał się odszukać punkt jego przejścia na złą stronę. Był to pamiętny Marzec 1968 r., kiedy na polskich uczelniach za pomocą antysemickich haseł prowadzono potrzebne komunistom czystki. Dla prokuratora w III RP taki trup w szafie zawsze może ożyć. A jak tego trupa może wyjąć syn uznanego człowieka, który przez jego donos został uznany za syjonistę?
W Kostrzewie, jak i w jego dawnym przyjacielu będącym naczelnikiem urzędu skarbowego odbija się cała struktura współczesnej Polski – kraju dzikiego, skorumpowanego i rządzącego się prawami państwa postkolonialnego. Kilku aktorów „Układu…”, z którymi miałem okazję rozmawiać o ich rolach, przekonywało, że film ma uniwersalny wydźwięk i może dotyczyć każdego kraju. Nie do końca się zgadzam z tym poglądem. Świat przedstawiony w filmie Bugajskiego nie jest światem cywilizowanym. Nie obowiązują w nim standardy demokratycznych krajów Europy Zachodniej ani państw anglosaskich. Oczywiście decyzje antybohaterów obrazu są podszyte zwykłą ludzką zawiścią i czystym złem, które towarzyszy całej ludzkości od pierwszego kuszenia. Zawiść, zazdrość i korzystanie z przywilejów władzy pojawiają się w każdej szerokości geograficznej. W „Układzie zamkniętym” są one jednak wpisane w kontekst społeczno-polityczny III RP.
Niestety „Układ…” nie opowiada o minionych czasach. Przedsiębiorcy nadal są prześladowani przez aparat władzy „wolnej Polski”, co przyznaje BCC, który film objął patronatem. Znamienny musi być fakt, że obraz w ogóle by nie powstał, gdyby nie pieniądze przedsiębiorców oraz Kasy Stefczyka. To, co spotkało twórców, można traktować jako dopełnienie historii oglądanej na ekranie. Ryszard Bugajski przyznał, że projekt został w sumie odrzucony czterokrotnie – dwukrotnie jako projekt produkcyjny, potem odrzucono dwa razy wniosek o wsparcie postprodukcji. Dopiero niezależne od państwa finansowanie pozwoliło zakończyć produkcję. Film nie tylko nie dostał dotacji PISF, ale jego twórcy mieli… kontrolę skarbową w trakcie jego realizacji. Czy wszystko było przypadkiem? Pewnie tak, skoro prokuratorzy, którzy zniszczyli przedsiębiorców będących inspiracją dla scenarzystów, zostali awansowani po tym, jak okazało się, że bezpodstawnie zrujnowali życie kilku osobom. Wojciech Żołądkowicz w wywiadzie dla wNas.pl mówił, że „Układ zamknięty” mógłby wydawać się groźny i niebezpieczny. „A więc małymi, miernymi środkami walczy się z tym filmem” – przyznał. Decyzja o odmowie finansowania jest o tyle absurdalna, że nazwisko reżysera i głównego aktora gwarantowało co najmniej powstanie porządnego tytułu.
Okazało się, że mamy do czynienia z czymś znacznie więcej. Role Janusza Gajosa, Wojciecha Żołądkowicza (świetny debiut), Moniki Kwiatkowskiej (chwytający za serce epizod), Przemysława Sadowskiego, Roberta Olecha czy kapitalny comeback Kazimierza Kaczora na długo utkwią w pamięci widzów. Ten film nie tylko pozwala zobaczyć w pigułce patologię systemu, w jakim wszyscy funkcjonujemy, ale wprowadza nas w psychikę zniszczonych w majestacie prawa ludzi. Reżyser robi to na dodatek zarówno bez kiczu, który może pojawić się przy takich produkcjach, jak i nie nadyma historii patosem. Janusz Gajos jest znany z powiedzenia, że lepiej nie dograć jakiejś sceny, niż w niej przeszarżować. Widać, że cała obsada wzięła sobie jego słowa do serca. Bugajskiemu udaje się też obnażyć intencje tych, którzy powinni dbać o nasze bezpieczeństwo oraz pomagać nam w egzystencji. Jeżeli jednak oni są zdegenerowanymi produktami układu, który jest szczelnie zamknięty, to gdzie mamy szukać pomocy?
Mam cichą nadzieję, że sukces filmu w box offisie oraz pozytywne recenzje, jakie dostał, zmienią sposób finansowania w naszym kraju kinematografii. Może fakt, że tak znakomity obraz jak „Układ zamknięty” powstał za prywatne pieniądze, świadczy, iż coś się zmienia w III RP? Może nareszcie dożyliśmy czasów, gdy można zrealizować niezależne kino poza nieprzyjaznym systemem? Może w końcu „Układ zamknięty” będzie przełomem w opowiadaniu o współczesnej Polsce. O Polsce wszechwładnych urzędników, Polsce oplątanej siecią powiązań wywodzących się z PRL decydentów i Polsce będącej mentalnie na wchodzie Europy? Czy „Układ zamknięty” zrobi choć małą dziurkę w układzie, jaki pożera od lat nasz kraj? Głęboko w to wierzę. A właściwie chciałbym w to wierzyć…
Łukasz Adamski