Stoją tam, gdzie ZOMO
W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się, że rok 2013 był najgorszym pod względem demograficznym od zakończenia II wojny światowej. Polska wymiera, rwie się łańcuch pokoleń.
Ale zarówno pana premiera, jak i pana prezydenta to nie ruszyło. Obaj zajęci są rozważaniami, czy poprzeć komisję śledczą w sprawie likwidacji WSI. Podobnie większość mediów. Wspólnie wylewają wiadra łez nad ciężkim losem wyszkolonych w Moskwie specjalistów, razem biadają nad krzywdą, jaka spotkała pilnowaczy sowieckich porządków nad Wisłą. Przecież ci dzielni fachowcy robili, co trzeba, nie tylko w PRL, oni także w III RP mocno trzymali odpowiednie sznurki. I byłoby tak nadal, gdyby nie Antoni Macierewicz, który Wojskowe Służby Informacyjne rozwiązał i rozpoczął procedurę budowy specjalnych służb wojskowych złożonych z nowych ludzi. Ludzie WSI wracają, lecz patologiczna struktura została złamana na zawsze. Tego nie można wybaczyć. Za to powinien ponieść srogą karę. Od rana do nocy teza ta wbijana jest naszym rodakom do głów.
Najbardziej w tym wszystkim zadziwia jedno: jak to się stało, że tyle osób z dawnej „Solidarności” jedzie w tym postsowieckim propagandowym rydwanie? Czy to partia władzy przerobiła ich już na miazgę? Ktoś coś na nich ma? A może zawsze tak myśleli? Jakkolwiek by było, stosunek do likwidacji WSI, tej sowieckiej łapy w Polsce, pokazuje nam dziś doskonale, kto stoi tam, gdzie była „S”, a kto jest tam, gdzie były ZOMO.
Michał Karnowski