Stankiewicz: byłam obiektem do bicia
„To jest świadome działanie dziennikarzy, działających na rzecz władzy brutalnymi metodami".
Ewa Stankiewicz kolejny raz odnosi się do medialnej napaści na nią, jaka miała miejsce po jej tekście dotyczącej śmierci dziennikarskiej rodziny Kmiecików. W Radiu Wnet Stankiewicz wskazała, że to, co ją spotkało, przywodzi jej na myśl falę w wojsku.
„Nie byłam w wojsku, ale sądzę, że w złej jednostce wojskowej, gdzie niezbyt rozwinięte emocjonalnie jednostki wyżywają się na swoich kolegach, właśnie tak się ludzie zachowują. Ja mam takie skojarzenie, że ta fala przetoczyła się właśnie. A ja byłam obiektem do bicia. (...) To się skończyło. Wszyscy 'tamci' zainteresowali się jakimiś kolejnymi tematami, bo oni z tego żyją” - tłumaczy dziennikarka.
Proszona o przypomnienie swojego tekstu wyjaśnia, że „odważyła się zadać pytanie”. „Zaznaczyłam dwa razy, że nie wiem, jak jest i, że na pewno rzucą się na mnie wszystkie oszołomy, masy użytecznych idiotów w Polsce. Wyraźnie zaznaczyłam, że dzielę się tylko wątpliwościami, które przychodzą mi do głowy, i pytaniem, które przychodzi mi do głowy: 'czy śmierć dziennikarzy i ich dziecka to zwykły wypadek, czy może nie koniecznie wypadek'. Nie wiem czy tak jest czy tak nie jest. Chciałabym jednak być pewna, że prokuratura rzetelnie zbada tę sprawę. Przychodzi mi do głowy wątpliwość, czy to nie jest próba zdyscyplinowania swojego środowiska w Polsce, przez rosyjskie służby. Trwa konflikt Polska-Rosja, on się nasila. To, że w Polsce jest bardzo rozbudowane środowisko, przyjazne Rosji, to wiemy” - tłumaczy Stankiewicz.
Stankiewicz zwraca przy tym uwagę, że z Polski nie wydala się rosyjskich szpiegów. „Pierwsi agenci zostali wydaleni z Polski niedawno. Od 1989 nie było agentów. Jakoś w innych krajach są i są regularnie wydalani. I to są dość pokaźne liczby, a tutaj nie. Czyli Rosja się nie interesuje Polską. Wiemy, że to bzdura, że Polska jest granicznym rejonem pomiędzy UE a Rosją i że tutaj jest szczególne zainteresowanie, że te pytania są całkowicie zasadne, które ja zadaję. Te pytania powinni zadawać dziennikarze. Jednak tu jest wszystko postawione na głowie. Za zadanie pytania tak mi się oberwało...” - tłumaczy gość Radia Wnet.
Dodaje, że obowiązkiem dziennikarzy jest badanie tej sprawy. „Przyjaciele tego małżeństwa, z szacunku dla nich i z obowiązku dziennikarskiego, powinni się rzetelnie zająć tym przypadkiem i sprawdzić, czy oni zginęli w wyniku wybuchu gazu, czy też zginęli wcześniej, a potem był wybuch gazu... Ja nie wiem. Słyszę tylko, że tam był ten pan na dole, który kradł gaz i mogło dojść do wybuchu. Jednak gdy chwilę po wypadku wszyscy wiedzą co się wydarzyło, że to nieszczęśliwy wypadek, to mam reakcję obronną” - tłumaczy Stankiewicz.