Solidarność została wydrapana, a wpisana Wolność
4 czerwca 2014 r. była tylko Wolność. To znaczy nie tyle była, co biła w oczy na planszach, plakatach, transparentach i gadżetach. Całkowicie zniknęła natomiast Solidarność.
Nie przeszkodziło to jednak organizatorom „25-lecia Wolności” zawłaszczyć „solidarycę”, czyli liternictwo znane z napisu „Solidarność”. „Solidarycą” nazwy swoich kanałów przyozdobiła nawet TVP, choć chyba nikt nie wie, co łączy obecną telewizjępubliczną z tamtą, a także obecną „Solidarnością”. Dość dobrze wiadomo natomiast, co jej nie łączy. Z grubsza - nic jej nie łączy.
Hasło „25-lecie Wolności” zostało z pełną premedytacją wstawione w miejsce „Solidarności”, która 25 lat temu nie miała żadnej konkurencji. Tylko marginalnie chodziło o odcięcie się od obecnej „Solidarności”, kierowanej przez Piotra Dudę. Choć to odcięcie się było demonstracyjne, bezczelne, bezduszne i małostkowe. Bo w obecnej „Solidarności” jest wciąż jeszcze wielu bohaterów bez porównania bardziej zasłużonych dla Solidarności i Wolności niż w establishmencie, który teraz wypina piersi i próbuje wszystko zawłaszczyć.
Wolność zastąpiła Solidarność, żeby się odciąć od przeszłości, co może się wydawać groteskowe zważywszy, że podobno przede wszystkim upamiętniano to, co doprowadziło do wyborów 4 czerwca, czyli przeszłość właśnie. Faktycznie upamiętniano właściwie wyłącznie Lecha Wałęsę i popierające go obecnie elity. Tak jakbyśmy od 1989 r. niczego się nie dowiedzieli, niczego nie zrozumieli. Po prostu totalna amnezja i Wałęsa redivivus - jedyny bojownik i zbawca narodu. Wolność zastąpiła Solidarność, bo to hasło, które właściwie można podpiąć pod wszystko i pod każdą szerokością geograficzną. Solidarność jest natomiast osadzona w polskości i konkretnym zestawie wartości, o które miliony Polaków walczyły od 1980 r. Chodziło zatem o wykorzenienie tej Solidarności na rzecz ogólnikowej, bezpańskiej Wolności.
Wykorzenienie z Solidarności dokonało się już w III RP w wielu dziedzinach - od gospodarki przez stosunki społeczne po kulturę, więc postawienie na Wolność było tylko symbolicznym usankcjonowaniem stanu faktycznego. Bo Solidarność do wielu rzeczy zobowiązuje, zaś wolność to właściwe tylko indywidualizm. Mieliśmy więc festiwal Wolności, choć właściwie to słowo nie miało 4 czerwca 2014 r. żadnego realnego desygnatu. Ot coś takiego, co buja gdzieś w obłokach i brzmi dostatecznie górnolotnie. Dla zwykłych ludzi wciąż najważniejsza jest Solidarność, bo ona oznacza niezgodę na taki kształt III RP, w której jest wąska warstwa uprzywilejowanych i cieszących się specjalnymi prawami (jak w PRL) oraz ogromna większość traktowana jako prole z powieści Orwella „Rok 1984”.
Solidarność wygumkowano i wydrapano, żeby nie prowokowała do wyrzutów sumienia i do refleksji, czym stała się Polska, której tamta „Solidarność” stworzyła ogromne szanse i możliwości. Czyli zastosowano starą wykluczającą i dyskryminującą formułę: „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”. I teraz ludzie Wolności wstydzą się Murzyna uosabiającego Solidarność. Wstydzą się i nim gardzą, bo ma jakieś roszczenia i domaga się jakichś praw. Tymczasem powinien cicho siedzieć, popierać władzę i cieszyć się, że żyje, mimo że nie zdał egzaminu z Rynku i Wolności.
Jest znamienne, że praktycznie wszystkie uroczystości 4 czerwca 2014 r. zdominował obecny establishment. Bo to było ich święto, przez nich i dla nich zorganizowane i to nie jest ich ostatnie słowo (żeby sparafrazować „Misia” Stanisława Barei). Solidarność i zwykli ludzie byliby tylko przeszkodą, obciachowym elementem fety dla „fajnych” zarządców „fajnej Polski”. To dlatego wielu apologetów 4 czerwca proponuje, by to święto stało się głównym w III RP, ważniejszym od 11 listopada. I to jest z perspektywy „fajnej Polski” całkiem zrozumiałe. Po co święto odwołujące się do patriotyzmu, niepodległości, suwerenności, narodowej dumy? Po co święto prawdziwie ludowe? Wystarczy Święto Wolności. Oraz Zdrowia, Szczęścia i Wszelkiej Pomyślności.
Stanisław Janecki