„Solidarność” to nie Wałęsa

Liderzy Platformy Obywatelskiej nie tylko wciągnęli Lecha Wałęsę na piedestał, lecz jeszcze w jego obronie złamali reguły demokratyczne, elementarne zasady wolności słowa i nauki – pisze na łamach „wSieci” Bronisław Wildstein.

Publicysta ocenia wartość dokumentów znalezionych w domu Kiszczaków. - Wydawałoby się, że dokumenty, które żona Kiszczaka usiłowała sprzedać IPN, nie niosą żadnych rewelacji, lecz jedynie potwierdzają to, co było publicznie wiadome już od ośmiu lat, co najmniej od publikacji prac historyków: Sławomira Cenckiewicza, Piotra Gontarczyka czy Pawła Zyzaka. Ludzie zajmujący się życiem politycznym powinni byli wiedzieć o sprawie od czerwca 1992 r., gdy Antoni Macierewicz przekazał do Sejmu listę osób zajmujących wyższe stanowiska państwowe, niegdyś współpracujących z SB – pisze Bronisław Wildstein. Zauważa dalej - Jeśli więc wszystko było już wcześniej wiadome, co mówią tacy obrońcy Wałęsy jak choćby Donald Tusk, to skąd gigantyczne poruszenie, które spowodowały papiery wypadające z szafy Kiszczaka? Otóż jest ono uzasadnione nie tylko dlatego, że ujawnione donosy Wałęsy wykraczają daleko poza nasze dotychczasowe przypuszczenia i pokazują go od niezwykle ponurej strony. Chodzi przede wszystkim o odsłonięcie prawdy o całej III RP – podkreśla.

Do sprawy tzw. „szafy Kiszczaka” nawiązuje również m.in. Piotr Zaremba w rozmowie z dr. Łukaszem Kamińskim, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Dziennikarz prosi o ocenę postępowania Marii Kiszczak w sprawie znalezionych teczek. - Czy Maria Kiszczak powinna odpowiadać karnie za przetrzymywanie tych dokumentów? – pyta Zaremba. - Głównym odpowiedzialnym był jej mąż. Maria Kiszczak nie zgłosiła się od razu po jego śmierci. Niemniej zgłosiła się dobrowolnie, chociaż żądała pieniędzy – odpowiada dr Łukasz Kamiński.

Cała prawda o Wałęsie – więcej na ten temat w nowym wydaniu tygodnika „wSieci”, w sprzedaży od 29 lutego br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.