"Sieci": Zdradzona "Solidarność"
40 lat temu uwaga całego świata zogniskowała się na Polsce. Miliony ludzi na kuli ziemskiej zaczęły wiązać nadzieje z ruchem, który narodził się wówczas w Gdańsku. Na czym polegał jego fenomen? Co zostało z niego dziś? Grzegorz Górny na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci” omawia fenomen Solidarności i to, co pozostało z tego ruchu dziś.
Publicysta przypomina: W sierpniu 1980 r. mieszkańcy Europy Zachodniej, oglądając relacje telewizyjne z Polski, przecierali ze zdumienia oczy. Związki zawodowe kojarzyły im się raczej z lewicą, a robotnicy byli naturalnym elektoratem socjalistów. Tymczasem na zamkniętej bramie pod nazwą Stocznia im. Lenina wisiały wizerunki Matki Bożej Częstochowskiej i Jana Pawła II.
Autor wyjaśnia, na czym polegała odmienność polskiego ruchu: Strajki robotnicze postrzegane były wówczas jako bunt proletariuszy w imię interesów socjalnych. Inaczej stało się jednak w Polsce. Protesty, które objęły cały kraj, nabrały odmiennego charakteru. Górny zauważa: W błyskawicznym tempie Solidarność stała się wielkim ruchem społecznym, który łączył wszystkie warstwy: robotników, chłopów, inteligentów i studentów […]. W szczytowym momencie Solidarność liczyła 10 mln członków w 38-milionowym kraju. Opisuje też, jak ta sytuacja była postrzegana przez inne państwa: Fenomen Solidarności dostrzegali także obserwatorzy z zagranicy. Lewicowy myśliciel francuski Alain Touraine nazwał Solidarność najpiękniejszą rzeczą, jaka przydarzyła się ludzkości w II poł. XX w. Według niego była ona największym zrywem wolnościowym, jaki pojawił się na świecie po II wojnie światowej. Nazywał ją „totalnym ruchem społecznym”, ponieważ łączyła w sobie trzy wymiary: związkowy, demokratyczny i narodowy. Upominała się o interesy ludzi pracy, rzucała wyzwanie systemowi totalitarnemu i sprzeciwiała się zniewoleniu ojczyzny przez wrogie imperium.
Górny podkreśla także, że… fenomen Solidarności polegał również na tym, że była ruchem „non violence”, nawołującym do zmian społecznych bez odwoływania się do przemocy […]. Inspiracji szukała nie w walce klas, lecz raczej w nauce społecznej Kościoła. […] wypracowana w Polsce w latach 80. „teologia solidarności” stała się alternatywą dla latynoamerykańskiej „teologii wyzwolenia”, która próbowała dochodzić sprawiedliwości społecznej, dopuszczając przemoc.
Publicysta wskazuje na dalsze losy ruchu: Solidarność przetrwała najgorszy czas, podtrzymując ducha Polaków i przyczyniając się do upadku komunizmu. Jednak po swym odrodzeniu w 1989 r. nigdy nie powróciła już do poprzedniego stanu. Zapewne w nowych okolicznościach historycznych nie było to możliwe. W demokracjach parlamentarnych nie ma miejsca na „totalny ruch społeczny”. Doszło jednak do czegoś znacznie gorszego: do roztrwonienia dorobku Solidarności, do wyparcia się samej idei konstytuującej ów ruch, odrzucenia jej jako czegoś wstydliwego i niepotrzebnego […]. Gdy na gruzach starego ustroju tworzono nowy ład, ideały Sierpnia ’80 zostały całkowicie zignorowane. Winę za to ponosi duża część elit postsolidarnościowych, nadająca ton życiu politycznemu po 1989 r. Sprzymierzyła się ona z częścią elit postkomunistycznych, stawiając na turboliberalizm, na „Polskę liberalną” zamiast „Polski solidarnej”.
W podsumowaniu autor wyjaśnia genezę tego podziału: Pierwszym, który zdefiniował ów podział na „Polskę solidarną” i „Polskę liberalną”, był w 2005 r. Lech Kaczyński. Do dziś jego diagnoza pozostaje aktualna. W swych wystąpieniach wzywał on, by na nowo przemyśleć doświadczenie Solidarności i twórczo czerpać z dorobku najpiękniejszej rzeczy, jaka przydarzyła się ludzkości w ostatnim półwieczu.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 24 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.