"Sieci": Zaryzykował dla przyjaciół
Nie ma wątpliwości, że prezydent Donald Trump sporo zaryzykował, ogłaszając 6 grudnia uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela – na łamach „Sieci” Jan Rokita analizuje motywy i przewiduje rezultaty uznania Jerozolimy za stolicę Izraela przez prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Jan Rokita pisze o kontrowersjach, jakie wywołała decyzja Donalda Trumpa uznająca Jerozolimę za stolicę Izraela:
Nawet dwór saudyjski, który ostatnio ( jak wyśledził „The New York Times”) próbuje ponoć lepić wraz z doradcami Trumpa jakiś nowy plan polityczny dla Palestyny, wezwał prezydenta USA do ponownego rozważenia decyzji, argumentując, iż: „jest ona dużym krokiem do tyłu w wysiłkach na rzecz procesu pokojowego”. Ta teza, iż Trump zaszkodził perspektywie pokoju na Bliskim Wschodzie, jest powtarzana jak mantra przez polityków nie tylko islamskich, lecz także europejskich. Wygłosił ją np. prezydent Emmanuel Macron (dodając, iż decyzja Trumpa jest „godna pożałowania”), choć trzy dni później przyjmował już w Pałacu Elizejskim izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, który tłumaczył mu, iż właśnie teraz Amerykanie podejmują „poważne wysiłki na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie” – czytamy w artykule Jana Rokity.
Publicysta ujawnia również mało znaną prawdę o przemianach, przez jaki przechodzi współcześnie islam oraz narastającym konflikcie wewnętrznym:
Ale z perspektywy chrześcijańskiego Zachodu jest w tej całej logice jeszcze wątpliwość całkiem innej natury. Mało kto ma dziś wątpliwość, że islam znajduje się w fazie historycznej przemiany i wewnętrznego konfliktu, porównywalnego być może z czasem europejskiej reformacji i kontrreformacji. Efektem tego kryzysu są nieustanne wojny domowe, powstanie i upadek Państwa Islamskiego, a przede wszystkim rosnąca siła fundamentalistycznych ruchów salafickich, akceptujących terroryzm jako metodę walki. W takich warunkach idea, aby święte miejsca żydów i chrześcijan przekazać w polityczne władanie muzułmanom, jest co najmniej ryzykowna. A szansa, iż pod władzą dominującego dziś w Palestynie Hamasu Jerozolima pozostałaby miejscem wolnego kultu żydów i chrześcijan – dla realisty musi wydawać się nikła. Z perspektywy europejskiego chrześcijanina trzeba w końcu powiedzieć rzecz całkiem jasno. Na politycznej mapie dzisiejszego Bliskiego Wschodu tylko demokratyczny Izrael, z jednej strony tolerancyjny religijnie, a z drugiej wystarczająco silny, aby przeciwstawić się każdej przemocy, może być politycznym gwarantem wolności religijnej w Jerozolimie i nietykalności tamtejszych miejsc świętych. Wiadomo o tym nie tylko z prawa, jakie Izraelczycy uchwalili w tej materii w 1980 r., gdy proklamowali Jerozolimę swoją stolicą, lecz także z całej praktyki półwiecza izraelskiego panowania nad miastem - pisze.
- O ile więc wizja pokoju osiągniętego przez oddanie wschodniej Jerozolimy Arabom jest co najmniej wątpliwa, o tyle teza o błędzie Trumpa, polegającym na wyrzeczeniu się mediacyjnej roli Ameryki na Bliskim Wschodzie, wydaje się niedorzeczna. Waszyngton odgrywa od lat istotną rolę w tym konflikcie nie dzięki swojej rzekomej „bezstronności”, która prawie nigdy nie była cechą amerykańskiej polityki w tym regionie. Od paru dziesiątków lat Ameryka uważa się za gwaranta niepodległości Izraela, a co najmniej od lat 60. XX w. wszystkie kolejne rządy w Jerozolimie traktują USA jako pierwszego sojusznika państwa żydowskiego. To nie kto inny jak Amerykanie od lat blokują antyizraelskie rezolucje w ONZ, utrzymują po części izraelską armię i ochraniają państwo żydowskie w konfliktach, w jakie ustawicznie wchodzi. Ameryka nie jest neutralna wobec Izraela i neutralna nie będzie również w przyszłości. A jej mediacyjna rola brała się i nadal bierze z zupełnie innych przesłanek: po pierwsze, z globalnej potęgi USA, a po drugie, właśnie z roli swoistego „protektora” Izraela, bez którego gwarancji żaden trwały traktat nie jest możliwy. Żadna z tych okoliczności nie ulega zmianie w wyniku decyzji Trumpa. Więcej: polityczny związek USA z Izraelem staje się jeszcze ściślejszy, a więc i rola Waszyngtonu w jakimkolwiek przyszłym układzie pokojowym staje się całkowicie nieodzowna – kontynuuje publicysta „Sieci”.
Więcej o konsekwencjach ruchu prezydenta Trumpa w świątecznym numerze tygodnika „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 18 grudnia, także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html. Kolejne wydanie tygodnika - noworoczne „Sieci”, ukaże się już w czwartek, 28 grudnia.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.