"Sieci”: Tandeta w Warszawie
Warszawa nie jest Amsterdamem ani Wiedniem, ale coraz bardziej zapyziałym, źle zarządzanym miastem.
I nie piszę tego ze złośliwą satysfakcją. Wręcz przeciwnie, jako tzw. rdzenny warszawiak obserwuję powolną degradację mojego miasta z bólem i ze świadomością, że coraz trudniej tu żyć - Konrad Kołodziejski komentuje na łamach „Sieci” obecny stan Warszawy.
Publicysta zaznacza: Nie jest dla nikogo żadną tajemnicą, że Trzaskowski chce uchodzić za człowieka światowego. Nic więc dziwnego, że – podobnie jak większość jego politycznego środowiska – ochoczo dołączył do obozu postępu, który stopniowo kolonizuje Polskę, imitując zachowania i rytuały praktykowane od lat w świecie zachodnim.
Jako przykład autor podaje deklarację prezydenta Warszawy dotyczącą jego udziału w Paradzie Równości: […] żaden tęczowy pochód, żaden las europejskich flag ani korowód wszechobecnych rowerów na ulicach nie przesłoni faktu, że Warszawa nie jest żadnym Amsterdamem ani Wiedniem, ale coraz bardziej zapyziałym, źle zarządzanym miastem. […] Jako tzw. rdzenny warszawiak obserwuję powolną degradację mojego miasta z bólem i ze świadomością, że coraz trudniej tu żyć. Ale nic w tym dziwnego, skoro władze stolicy uważają Warszawę jedynie za tło do ideologicznych kampanii i wygodną trampolinę do dalszych politycznych karier. Stwierdza: Być może nie byłoby to takie łatwe, gdyby nie fakt, że część mieszkańców stolicy nie czuje głębszego związku z miastem, w którym żyje. Nie rozliczają więc władz Warszawy z tego, jak zarządzają one miastem […].
Kołodziejski opisuje kilka sytuacji, które mają być potwierdzeniem: w miejskim urzędzie […] system obsługi mieszkańców przypomina twierdzę, do której trudno się dostać […]. Owszem, pewne rzeczy można załatwić przez Internet, ale pod warunkiem że ktoś jest niebywale wytrwały i sprawny w poszukiwaniu odpowiednich informacji i formularzy. Starsze osoby nie mają w tej konkurencji żadnych szans. Zwłaszcza że formularze zmieniają się co kilka miesięcy. Drugim przykładem jest przypadek reprywatyzacji budynków: Pod jednym z mokotowskich adresów stara kamienica z oficyną. […] jej mieszkańcy się dowiedzieli, że miasto sprzedało dom „spadkobiercy” dawnych właścicieli. Oczywiście ów „spadkobierca” po prostu kupił roszczenia od innych osób i miasto – nie uprzedzając o tym zawczasu mieszkańców – sprzedało mu swoje udziały w budynku wraz z podwórkiem. W rezultacie podwórko stało się „prywatną własnością”, za którą „spadkobierca” zażądał – zgodnie z prawem służebności – wysokiej opłaty za przejście […]. Takich przypadków na Mokotowie – i nie tylko tam – jest więcej. W niektóre zamieszani byli wysocy urzędnicy miejscy, w inne wzięci prawnicy […].
Kołodziejski omawia też stan zabudowy i zieleni w Warszawie, wspominając: Wzdłuż ulic zamiast trawników ciągną się zaśmiecone pasy chwastów. Bo ze śmieciami też jest problem. Ale Rafał Trzaskowski wytłumaczył już, że horrendalne ceny za ich wywóz to wina pisowskiego reżimu. Wydawałoby się, że Trzaskowski jako człowiek nowoczesny powinien brać sobie do serca postulaty ekologów. I teoretycznie tak jest. Kołodziejski wskazuje, że do zakupionych autobusów elektrycznych do niedawna brakowało ładowarek, a dla nowych tramwajów nie ma zajezdni.
W podsumowaniu autor stwierdza: Jeżeli można byłoby znaleźć jakiś wspólny mianownik do tych kilku przytoczonych obrazków, to najwłaściwszym byłoby słowo „tandeta”. A cała umiejętność Rafała Trzaskowskiego polega na tym, że potrafi tę tandetę drogo sprzedać. Kto ślepy lub mało wybredny, ten tandetę chętnie kupuje. Niestety, sporo takich w Warszawie.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 21 czerwca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.