"Sieci": Szumowski o kulisach rezygnacji
W najnowszym numerze „Sieci” Łukasz Szumowski, były minister zdrowia w szczerej rozmowie wyjaśnia kulisy swojej dymisji i mówi osobistej cenie, jaką zapłacił za poświęcenie się pracy w rządzie.
W tygodniku także wywiad z Prezydentem RP, Andrzejem Duda, który z dystansu ponad miesiąca dzieli się swoimi refleksami na temat kampanii i wyborów prezydenckich.
Dymisja Łukasza Szumowskiego wzbudziła wiele komentarzy i wątpliwości. W wywiadzie udzielnym Edycie Hołdyńskiej („Nie uciekam od odpowiedzialności”) były minister zdrowia wyjaśnia swoją decyzję oraz czas jej ogłoszenia.
− Odchodzę teraz, kiedy znacznie więcej wiemy o pandemii, kiedy wiemy, jak reagować, a nie w trakcie burzy. Mieliśmy sztorm, kiedy razem z polskim rządem musieliśmy przygotować służbę zdrowia do całkowicie nowej, kryzysowej sytuacji. Kiedy nie było na świecie nawet testów na koronawirusa, bo nie znaliśmy dobrze tej choroby. Kiedy nie było sprzętu, a informacje były szczątkowe. Szczątkowe o chorobie, a coraz bardziej dramatyczne o jej konsekwencjach. Kiedy musieliśmy stworzyć system, który nie zmuszałby polskich medyków do decydowania o tym, kto zakażony koronawirusem ma przeżyć. Odszedłem, kiedy przygotowaliśmy Polaków na walkę z wirusem. Od początku roku obserwowaliśmy to, co się działo w Chinach, potem w Europie, we Włoszech. Widzieliśmy rozmiar tragedii. Kiedy dotarło do nas, że to nie jest wirus, który rozejdzie się tylko po Dalekim Wschodzie, że jest blisko, i stało się jasne, że do nas także dotrze, zdecydowaliśmy się na lockdown – wyjaśnia Łukasz Szumowski.
Były już minister zdrowia komentuje także ataki, jakie urządziła na niego opozycja posługująca się sprawą szybkiego zakupu maseczek i respiratorów.
− Nie mam sobie nic do zarzucenia. Patrząc na to z perspektywy czasu, nie powiedziałbym, że to błąd. Podejmowaliśmy decyzje o zakupie w momencie, w którym cały świat dwoił się i troił, skąd weźmie odpowiednią liczbę sprzętu. Kiedy towar staje się tak deficytowy, naszym zadaniem jest zabezpieczenie jego odpowiedniej liczby polskim szpitalom. Każda złotówka z tych niezrealizowanych zamówień zostanie zwrócona do budżetu państwa wraz z karami umownymi i odsetkami. Jeśli śledzimy doniesienia ze świata, to podobne sytuacje opisywane były w wielu krajach – wyjaśnia Szumowski
Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie udzielonym ponad miesiąc po wyborach Michałowi Karnowskiemu i Marcinowi Wikło („Obrażanie się w polityce nie istnieje”) dzieli się swoimi refleksjami na temat długiej kampanii wyborczej. Komentuje m.in. przesunięcie terminu głosowania i zwraca uwagę, że posługiwanie się przez opozycję w tamtym czasie koronawirusem było niedopuszczalne.
− Nie zapominam o tym, dlatego oceniając tamte wydarzenie, musimy o tych kontekstach pamiętać. Powtarzam: najlepszym rozwiązaniem byłyby wybory 10 maja przy urnach. Dziś wiemy, że to było możliwe. […] Straszenie Polaków i rozpętywanie histerii wokół wyborów było czymś wysoce nagannym. Apelowałem wówczas o odpowiedzialne podejście i przygotowanie wyborów najbezpieczniej, jak się da. Pamiętam, jak byłem atakowany, kiedy powiedziałem, że pójście na głosowanie nie różni się zasadniczo od pójścia do sklepu. Życie pokazało, że miałem rację. Dlatego, wracając do pana Kosiniaka-Kamysza, powinien mieć pretensje do swoich sojuszników, bo rzeczywiście, gdyby nie te zachwiania terminami wyborów, to miałby wielką szansę, by stać się liderem opozycji. Byłaby to ciekawa sytuacja – wyjaśnia prezydent.
Andrzej Duda mówi także o tematach podejmowanych przez opozycję podczas kampanii. Komentuje także przeprowadzony na niego atak jako „obrońcy pedofila”.
− Mogę mieć żal przede wszystkim do pewnej redakcji, że na takie metody poszła. […] Były to gry nieuczciwe, bardzo brzydkie, nie fair. I wiem, że mnie za to nie przeproszą. Ale co mam z tym zrobić? Obrazić się na rzeczywistość, na to, że za wszelką cenę chcieli wygrać? Mam udawać, że ich nie ma? Trudno, musimy jako naród iść wspólnie dalej. Natomiast media nie powinny się w ten sposób zachować i do tej redakcji mam ogromne pretensje. Uważam, że było to przekroczenie wszelkich zasad, które obowiązują w świecie mediów.
Jan Rokita w artykule „Nieudany pakt o pensjach” komentuje sprawę podwyżek pensji dla polityków: Precedensowa próba zakulisowego parlamentarnego paktu między władzą i opozycją spaliła na panewce. Co prawda szefowie czterech głównych frakcji parlamentarnych […] umówili się co do skokowego podniesienia pensji całego korpusu ludzi władzy […], to jednak nagły i głęboki kryzys w Platformie Obywatelskiej, jaki wybuchł na tym tle, uniemożliwił realizację umowy.
Autor wyraża opinię, że… pomysł został przygotowany całkiem nieźle. Decyzja, o której każdy polityk wie, iż w egalitarnej polskiej opinii publicznej wywołuje zawsze falę wściekłości, miała zostać podjęta zaraz po zakończeniu wyborów prezydenckich, trzy lata przed następnymi wyborami, podczas wakacji, za zgodą praktycznie całego Sejmu i Senatu, i na dodatek w znanym dobrze w ciągu ostatnich lat parlamentarnym trybie blitzkriegu, tzn. w ciągu trzech dni od inicjatywy ustawodawczej do podpisu prezydenta. Rokita jednocześnie zaznacza: ciekawa jest zakulisowa umowa pomiędzy wojującymi ze sobą na śmierć i życie wrogami oraz niezwykła jej treść, dla której precedensu trudno by szukać w całej politycznej historii wolnej Polski. Wskazuje, że… treść owego paktu była niezwykła – nie tyle nawet przez materię, której układ dotyczył, ile przez swoisty rozmach i skalę decyzji, jakie chciano podjąć […]. Trzeba powiedzieć jasno: to nie sama podwyżka, ale jej skala musiała stać się wyzwaniem nawet dla umiarkowanej opinii publicznej.
W artykule „Zdradzona Solidarność” Grzegorz Górny omawia fenomen Solidarności i to, co pozostało z tego ruchu dziś. Przypomina: W sierpniu 1980 r. mieszkańcy Europy Zachodniej, oglądając relacje telewizyjne z Polski, przecierali ze zdumienia oczy. Związki zawodowe kojarzyły im się raczej z lewicą, a robotnicy byli naturalnym elektoratem socjalistów. Tymczasem na zamkniętej bramie pod nazwą Stocznia im. Lenina wisiały wizerunki Matki Bożej Częstochowskiej i Jana Pawła II.
Publicysta wyjaśnia, na czym polegała odmienność polskiego ruchu: Strajki robotnicze postrzegane były wówczas jako bunt proletariuszy w imię interesów socjalnych. Inaczej stało się jednak w Polsce. Protesty, które objęły cały kraj, nabrały odmiennego charakteru. Górny zauważa: W błyskawicznym tempie Solidarność stała się wielkim ruchem społecznym, który łączył wszystkie warstwy: robotników, chłopów, inteligentów i studentów […]. W szczytowym momencie Solidarność liczyła 10 mln członków w 38-milionowym kraju. Opisuje też, jak ta sytuacja była postrzegana przez inne państwa: Fenomen Solidarności dostrzegali także obserwatorzy z zagranicy. Lewicowy myśliciel francuski Alain Touraine nazwał Solidarność najpiękniejszą rzeczą, jaka przydarzyła się ludzkości w II poł. XX w. Według niego była ona największym zrywem wolnościowym, jaki pojawił się na świecie po II wojnie światowej. Nazywał ją „totalnym ruchem społecznym”, ponieważ łączyła w sobie trzy wymiary: związkowy, demokratyczny i narodowy. Upominała się o interesy ludzi pracy, rzucała wyzwanie systemowi totalitarnemu i sprzeciwiała się zniewoleniu ojczyzny przez wrogie imperium.
Dorota Łosiewicz w artykule „Terror miastowych” omawia brak zrozumienia mieszkańców miast osiedlających się na wsi dla specyfiki funkcjonowania tego obszaru. Wskazuje, że… podział między wsią a miastem stał się medialny po ostatnich wyborach prezydenckich, kiedy to miasto obraziło się na wieś z powodu głosów oddanych na Andrzeja Dudę. […] jednak konflikt między miastem a wsią to nie tylko efekt ostatnich wyborów. Trwa on już od wielu lat. Okazuje się, że działkowicze i letnicy z miasta, którzy szukają spokoju na wsi, mają na pieńku z rolnikami. Miastowym przeszkadzają zapachy z gospodarstw i hałasy towarzyszące pracom polowym.
Autorka cytuje fragment materiału z Agropolska.pl z 2017 r.: „Zjawisko skarżenia się i donoszenia na gospodarzy systematycznie rośnie, co widać jak na dłoni we wpisach na internetowych forach. Rolnicy narzekają, że coraz częściej ciągani są po różnych instytucjach w celu składania wyjaśnień, albo ich gospodarstwa odwiedzane są przez kontrolerów”.
Łosiewicz zaznacza: Miastowi uciekli na wieś, by szukać ciszy i spokoju. Niestety zapomnieli, że wieś rządzi się swoimi prawami. Podobne spostrzeżenia ma Tomasz Zdziebkowski, duży przedsiębiorca rolny. – Przybysze z miasta często mają wyobrażenie o wsi odbiegające od realiów. Widzą wieś sterylną, higieniczną, chcieliby wokół siebie mieć tylko zieloną trawę oraz ciszę i spokój. Mieszkańcy miast, którzy wieś wybrali na miejsce wypoczynku lub się na niej osiedlili, często nie rozumieją życia wsi.
W tygodniku przeczytać można także komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette’a, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Wojciecha Reszczyńskiego, Jerzego Jachowicza, Aleksandra Nalaskowskiego czy Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 24 sierpnia br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć: http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.