„Sieci”: Strzał w stopę
Na łamach tygodnika "Sieci" - o ukraińsko-polskiej wojnie zbożowej pisze Konrad Kołodziejski.
Zgoda na ukraińskie żądania byłaby gwoździem do trumny nie tylko dla sporej części polskiego rolnictwa, lecz także dla rządu, który by takiej zgody udzielił. Być może zresztą właśnie o to chodziło. Antypolski zwrot władz Ukrainy zgrał się bowiem w czasie ze zbliżeniem, do jakiego doszło pomiędzy Kijowem i Berlinem – pisze Konrad Kołodziejski w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Kiedy półtora roku temu Ukraina znalazła się w stanie wojny wywołanej najazdem rosyjskich wojsk, Polska i Polacy zaoferowali swoją bezinteresowną pomoc. W ostatnim czasie ten gest przyjaźni został przyćmiony konfliktem wywołanym przez żądanie władz Kijowa w sprawie otwarcia polskiego rynku dla ukraińskiego zboża. Działanie to mogłoby okazać się katastrofą dla rodzimych rolników.
(…) Polska nie może się tutaj równać z Ukrainą, która jest światowym potentatem na rynku zboża. Posiada aż 30 mln ha gruntów ornych, z czego dużą część stanowią czarnoziemy. Podobnie jak w pozostałych państwach posowieckich, ziemia jest dzierżawiona przez tzw. agroholdingi – gigantyczne gospodarstwa rolne należące do oligarchów. (…) Dzięki niskim cenom ziemi, taniej sile roboczej oraz liberalnym regulacjom w kwestii używania środków wspomagających uprawy ukraińskie zboże jest znacznie tańsze od europejskiego, w tym również od polskiego. Wybuch wojny nie wpłynął bardzo na rentowność ukraińskiej branży rolnej, jeśli nie liczyć zmniejszenia się powierzchni upraw. Problemem stały się za to spadek cen zboża na światowych rynkach oraz rosyjska blokada transportu czarnomorskiego. Dlatego agroholdingi zwietrzyły nową okazję w przekierowaniu zboża na rynki unijne i zaczęły naciskać na ich otwarcie. Władze w Kijowie uległy tym naciskom, tym bardziej że problem eksportu ukraińskiego zboża nie był – jak się wkrótce okazało – wyłącznie gospodarczy i został umiejętnie wykorzystany w grze politycznej prowadzonej przeciwko Polsce – wyjaśnia Kołodziejski.
Uważny obserwator, który śledzi doniesienia medialne, z pewnością zauważył, że ochłodzenie stosunków polsko-ukraińskich zbiegło się w czasie z sojuszem Ukrainy i Niemiec, który wyraźnie wymierzony jest przeciwko Polsce.
Może to się wydawać zaskakujące, bo to przecież polityka Niemiec walnie przyczyniła się do rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. Agresji, która została odparta w znacznym stopniu dzięki natychmiastowej pomocy Polski. Jednak to właśnie Polska, a nie Niemcy, jest dzisiaj dla Wołodymyra Zełenskiego państwem, które „przygotowuje scenę dla moskiewskiego aktora” – pisze publicysta tygodnika „Sieci”.
W obliczu obecnej sytuacji można zadawać sobie pytanie, czy polityka Polski wobec Ukrainy była dotychczas zbyt naiwna?
Nie ulega wątpliwości, że w obliczu barbarzyńskiej agresji Rosji na Ukrainę, zachowaliśmy się prawidłowo jako państwo i jako społeczeństwo. Tyle że dziś sytuacja dość mocno się zmieniła i to, co wcześniej było słuszne, dziś takie być nie musi. Trudno oczekiwać, aby po takim afroncie ze strony Ukrainy rząd ryzykował utrzymaniem wsparcia w dotychczasowej skali. Byłoby to kompletnie niezrozumiałe dla wyborców, którzy w obecnej sytuacji nie będą już raczej skłonni do dalszych wyrzeczeń na rzecz tak – w ich oczach – niewdzięcznego sąsiada. Wychodzi więc na to, że rysowana jeszcze niedawno, bardzo obiecująca i wzajemnie korzystna perspektywa wspólnego bloku polsko-ukraińskiego jest dziś nierealna. Władze w Kijowie, stawiając na Berlin i nowe rozdanie w Polsce, najwyraźniej do tego nie dojrzały – wskazuje Kołodziejski.
Więcej w nowym numerze tygodnika „Sieci”. Artykuły z bieżącego wydania dostępne są online w ramach subskrypcji Sieci Przyjaciół: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/wydanie-biezace.Zapraszamy też do oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.