"Sieci": Rewizor z Brukseli
Donald Tusk chciał wpłynąć na wynik wyborów samorządowych, a może chcieć rozpętać histerię na temat ich sfałszowania – pisze Stanisław Janecki w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Publicysta „Sieci” analizuje styl sprawowania władzy, jaki preferuje w swoim urzędowaniu Donald Tusk. Porównuje go do bohatera powieści „Paragraf 22” Josepha Hallera, niejakiego Majora Majora Majora:
Zakazywał on wpuszczania jakichkolwiek interesantów, dopóki przebywał w swoim gabinecie. Kiedy tylko gabinet opuszczał, każdy, kto wcześniej czekał na przyjęcie, mógł tam wejść. Obecny przewodniczący Rady Europejskiej przedstawiał ten swój ideał urzędowania wielu współpracownikom. I w wielu wypadkach to wcale nie był żart. Tusk stoi z boku tylko w sprawach, za które bezpośrednio odpowiada. Tam, gdzie nie powinien się wtrącać, ingeruje.A im bardziej nie powinien, tym bardziej się wtrąca.Tak było już na początku jego urzędowania w Brukseli, gdy wtrącał się niemal we wszystko, za co w rządzie i Platformie Obywatelskiej formalnie odpowiadała premier Ewa Kopacz. W Brukseli można było wtedy usłyszeć, że Tuska interesowało tylko mieszanie w polskich sprawach. W przeciwieństwie do obowiązków przewodniczącego Rady Europejskiej. I tak już zostało. Jako premier Tusk stosował zasadę, że o sprawach grożących odpowiedzialnością karną czy przed Trybunałem Stanu nie powinien wiedzieć. Nawet gdy o nich faktycznie wiedział.
Choć Tusk swoje polityczne aspiracje na chwilę obecną wiąże przede wszystkim z Brukselą, nie waha się ingerować w konflikty rozgrywające się na polu polskiej polityki, czym stara się podtrzymać mit najbardziej skutecznego i wpływowego polskiego polityka.
Przede wszystkim Tusk podgrzewa polityczny spór. Tuż przed wyborami samorządowymi nie tylko jeszcze bardziej polaryzowałoby to opinię publiczną, ale głównie mobilizowałoby elektorat opozycji. Podczas każdej wizyty w kraju Tusk stara się wywoływać skrajne emocje, malować obraz sytuacji wyłącznie czernią. Żeby zwolennicy opozycji stawali się zakładnikami sytuacji wojennej, gdzie nie ma miejsca na niuanse i gdzie „swoim” nie powinno się wypominać żadnych grzechów, np. w związku ze złodziejską reprywatyzacją czy tworzeniem lokalnych sitw przez długo urzędujących polityków PO. Na wojnie najważniejsza jest nienawiść do wroga, a nie rozliczanie „swoich”. Taki komunikat Tusk wysłałby do zwolenników opozycji, szczególnie tych, którzy rządami PO w samorządach są oburzeni, zmęczeni lub zniesmaczeni. Grzegorz Schetyna z jego manią prześladowczą na punkcie PiS jest już zgrany i zużyty, Donald Tusk wciąż ma mobilizacyjny potencjał. W takiej atmosferze toczyły się przyspieszone wybory prezydenckie w 2010 r., tak Tusk i PO wygrali wybory parlamentarne w 2011 r. Wtedy za rozpętanie atmosfery skrajnej histerii odpowiadał właśnie Tusk. Teraz, tuż przed wyborami samorządowymi, były premier dorzuciłby jeszcze wątek wojny europejskiej, przedstawiając się jako jej ważny świadek, bezpośredni obserwator „strat i ofiar”. To mogłoby mieć wpływ przynajmniej na frekwencję po stronie zwolenników opozycji – komentuje publicysta.
Janecki przytacza na łamach „Sieci” konkretne przykłady, w których jasno pokazuje mechanizmy rozpętywania politycznej nagonki na obecny rząd i Polskę.
Więcej na temat w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 15 października br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.