"Sieci": Pół minuty przytulenia do krzyża
Dobra nowina Zmartwychwstania jest taka, że wczoraj byłeś świnią, ale jutro nie musisz nią być. Możemy usłyszeć, że jesteśmy chciani, kochani, wcale nie beznadziejni. Mało? – mówi ojciec Roman Bielecki OP w rozmowie z Marcinem Fijołkiem na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci”.
Poprzedzający Wielkanoc okres Wielkiego Postu dla wielu jest czasem walki o wolność od słabości i przywiązań. Co, jeśli na koniec okazuje się, że próby dotrzymania postanowień wielkopostnych spełzły na niczym?
– To też jest jakaś odpowiedź, która pokazuje, że jest w życiu jakiś obszar, który być może traktujemy nie do końca serio. Bo z jednej strony mówimy – w moim życiu Pan Bóg jest ważny, ale z drugiej strony – okazuje się, że przez ostatnie kilka tygodni nie zrobiliśmy za wiele na potwierdzenie tej tezy. Spowiadam ludzi i nieraz słyszę historię o tym, że dla wielu osób post to najpiękniejszy czas w roku, bo widzą, że choć nie jest łatwo sobie czegoś odmówić, to nareszcie doświadczają życia w wolności. (…) Po kilku dniach od Środy Popielcowej zorientowałem się, że gdybym miał taką możliwość, to wykąpałbym się w wannie wypełnionej colą. Niby prosta rzecz, a z człowieka wychodzą różne namiętności. Przy tego rodzaju historiach okazuje się, że choć na co dzień mówimy, że jesteśmy niezależni i decydujemy o sobie, to z powodu błahostki merdamy ogonem, jak gdyby dzięki niej miały się otwierać nam bramy niebios. Kiedyś holenderski pomocnik Clarence Seedorf po jednym z przegranych piłkarskich meczów, atakowany przez dziennikarzy za brak zaangażowania, miał odpowiedzieć: „Panowie, przecież to tylko piłka nożna”. Chcieli go za to rozszarpać. A przecież to prawda, choć w praktyce się okazuje, że to „tylko” ma ogromną siłę rażenia. I zarówno Wielki Post, jak i Wielki Tydzień są po to, by się z tym zmierzyć – komentuje Roman Bielecki OP.
Jeden z najważniejszych elementów liturgii Wielkiego Czwartku – umycie nóg – budzi w wiernych sprzeczne uczucia. Pytanie, w jaki sposób uczestniczyć w tym wydarzeniu i jak pozwolić Chrystusowi, by umył nam nogi, wydaje się nie mieć prostej odpowiedzi. Dominikanin wskazuje, że jest inaczej:
– Coraz częściej są takie miejsca, gdzie proboszczowie zapraszają do tego znaku 12 przypadkowych osób, które przyszły do kościoła. I nagle się okazuje, że ich nogi nie są wcześniej wypucowane, a skarpetki wcale nie świeżo wyprane. Nie chodzi tylko o to, byśmy się przyglądali, ale byśmy w sobie przeżyli to, że Bóg klęknął z miednicą przed człowiekiem i powiedział: „Daj, bo jeśli cię nie umyję, to nie będziesz miał udziału ze mną”. (…) Bo każdy z nas ma takie nastawienie, że sam da sobie radę ze wszystkim. Jezus odwraca taką logikę, mówiąc: potrzebujesz mnie, bo sam z grzechu nie wyjdziesz. Poprzez ten gest pokazujemy Bogu naszą przestrzeń najbardziej wstydliwą, upokarzającą i taką, której w sobie nie lubimy. Chrystus obmywa nogi – to znaczy wyciąga nas z największego bagna. Gdy się to przeżyje, doświadczy we własnym „ja” miłosierdzia, to wtedy można przekazać je dalej.
Dobre przeżycie świąt powinno prowadzić do przemiany życia. Roman Bielecki OP, zapytany o to, co powinno wydarzyć się w naszej szarej codzienności, odpowiada:
– Na przykład to, że kiedy siądziemy do śniadania wielkanocnego, to po dziesięciu minutach chcemy sobie skoczyć do gardeł. Jeśli przezwyciężymy tę agresję, to będziemy świadkami Zmartwychwstania. Albo więcej, zaprosimy do stołu siostrę czy brata, z którymi nie rozmawialiśmy kilka lat, przełamując niechęć i zacięcie. To przecież Ewangelia w czystej postaci. Czego chcieć więcej?
Więcej na ten temat w świątecznym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 15 kwietnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.