"Sieci”: Pakt opozycji
Jakub Augustyn Maciejewski o tzw. pakcie senackim.
W 1989 r. mieliśmy do czynienia z Sejmem kontraktowym, w którym odgórnie ustalono liczbę miejsc dla strony PZPR-owskiej. 30 lat później totalna opozycja zawarła pakt, w którym dzieli jednomandatowe okręgi wyborcze do Senatu wedle partyjnych porozumień – chce wystawiać tylko po jednym kandydacie, by pokonać PiS. Plan jednak ma małe szanse powodzenia – pisze Jakub Augustyn Maciejewski w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”
Publicysta opisuje tzw. pakt senacki, jaki zawarli politycy opozycji i stwierdza, że można porównać go wprost do działań Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej przybudówek, które miały miejsce trzy dekady temu. W jaki sposób lewica chce przejąć władzę w Senacie?
Z arytmetycznego punktu widzenia plan jest prosty. Wybory do Senatu odbywają się w jednomandatowych okręgach wyborczych, a więc tylko jeden z kandydatów w JOW zasiądzie w izbie wyższej parlamentu. Środowiska lewicowo-liberalne z góry założyły, że to Prawo i Sprawiedliwość ma miażdżącą przewagę w wyborach, więc wystawienie po kilku kandydatów rozdrobni głosy antypisu i pozwoli Zjednoczonej Prawicy zwiększyć przewagę. Pierwszy sygnał, że opozycja chce przejąć Senat w ramach przedwyborczego kontraktu, wyszedł już jesienią 2018 r. ze strony Marka Borowskiego. Plan zatwierdził główny organ antypisu ustami Jarosława Kurskiego: „Senat jest do wygrania – mówił zastępca redaktora naczelnego »Gazety Wyborczej« w marcu tego roku. – Matematycznie oni wygrają Sejm, ale mając blokujący głos Senatu, nie będą w stanie realnie rządzić. Ale trzeba pozwolić im rządzić”. Publicysta przekonywał, że nie uda się przejąć władzy oraz że hamulcowym odzyskiwania III RP byłby Andrzej Duda. Jednak optymizm opozycji jest zdecydowanie przedwczesny. Głosy wyborców nie sumują się po dogadaniu się przez polityków. Niekoniecznie zwolennicy PO poprą PSL-owskiego barona Waldemara Pawlaka we Włocławku, a centrowi wyborcy z Płocka nie będą ochoczo głosowali na byłego PZPR-owca i członka SLD – Jerzego Wenderlicha – wyjaśnia Maciejewski.
Wielu politologów przekonuje, że zjednoczenie opozycji i tak nie daje szans na wygraną „antypisu” w Senacie. Jednocześnie prof. Kazimierz Kik wskazuje, że choć zjednoczenie opozycji to dobry znak dla ich wyborców, PiS ma znaczącą przewagę. Zapewnia mu ją jednolitość, rozpoznawalni politycy, brak skłócenia czy różnorodności ideowej wśród jej przedstawicieli.
Gdy prof. Kik przekonywał, że opozycja zanadto zajmuje się walką o miejsca na listach, w tym samym czasie kilku polityków PSL kwestionowało sens paktu senackiego. 20 i 21 sierpnia ludowcy przekonywali w mediach, że chcą iść oddzielnie. Poseł PSL Piotr Zgorzelski stwierdził w radiowej „Jedynce”, że jego partia nie zgodzi się na deal wokół Senatu, członek rady naczelnej tej partii Marek Kos potwierdzał to w rozmowie z TVP Info, a w Polskim Radiu o tym samym zapewniał inny działacz partyjny – Andrzej Grzyb. Wiele wskazuje na to, że PSL chce postawić opozycję pod ścianą i wymusić dodatkowe ustępstwa w poszczególnych okręgach wyborczych. A więc na siedem tygodni przed wyborami obóz antypisu nadal nie ma sensownej strategii na grę o władzę. W dodatku nieco wyborców odbiorą mu Bezpartyjni Samorządowcy, którzy chcą wystawić swoich kandydatów. Ten ruch polityczny zabiega głównie o liberalny elektorat, w dodatku najwięcej zwolenników ma w rejonach tradycyjnie platformerskich – na Pomorzu Zachodnim czy w województwie dolnośląskim. Przed opozycją piętrzą się więc kolejne przeszkody – i to na tym polu, gdzie antypis wróżył sobie największe szanse na sukces – pisze publicysta.
Rodzi się pytanie, co by było gdyby opozycja faktycznie objęła większość miejsc w Senacie, a prawica przejęła Sejm. W jaki sposób, wpłynęło by to na politykę PiS?
Izba wyższa parlamentu jest w Polsce nazywana „mniejszym Sejmem”, zgromadzeniem o mniejszym znaczeniu. Jeśli Senat zawetuje jakąś ustawę zaproponowaną przez Sejm, to Sejm nadal może ją przeforsować – wystarczy do tego bezwzględna większość głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Czyli cały trud senatorów „kontraktowych” będzie mogła zniwelować partia rządząca. Zatem jeśli spełniłby się plan marzeń opozycji, to jedyną korzyścią mogłoby być wydłużanie procesu legislacyjnego. Senat mógłby odrzucać propozycje Sejmu i procedowanie nad nowymi ustawami by się przedłużyło – ale nie zmieniłoby wyniku politycznych zabiegów. W obecnej totalnej retoryce i oskarżeniach wobec PiS o autorytaryzm taka formuła na pewno przyjęłaby rolę obstrukcji z mocnym akcentem propagandowym, jednak nie zatrzymałaby walca zmian. Jeszcze 21 sierpnia redaktor „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński apelował, by zwiększyć stawkę i nie koncentrować się tylko na Senacie („Opozycja musi grać o pełną pulę”), ale wołania publicysty na kilka tygodni przed wyborami są mocno spóźnione – podsumowuje Maciejewski.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 26 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.