,,Sieci”: Dramat w Pszczynie
Tą tragedią żyje cała Polska. To nie miało prawa się zdarzyć.
Tą tragedią żyje cała Polska. To nie miało prawa się zdarzyć. 22 września w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie zmarła 30-letnia kobieta, która była w 22. tygodniu ciąży. Osierociła córkę. Wszystkie okoliczności tej śmierci muszą być wyjaśnione ponad wszelką wątpliwość. Dorota Łosiewicz opisuje na łamach tygodnika „Sieci” tragiczne wydarzenia w szpitalu w Pszczynie.
Publicystka cytuje fragment komunikatu opublikowanego przez pełnomocniczkę rodziny zmarłej: „Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny”.
Autorka przybliża okoliczności, w których kobieta trafiła do szpitala: Nim 30-latka trafiła do szpitala, spędzała czas ze swoją córką, która, jak ustaliła stacja TVN, przewróciła się podczas zabawy i dostała krwotoku z nosa. Pani Iza, bo tak miała na imię kobieta, pojechała z dzieckiem do szpitala do Bielska- Białej. Prawdopodobnie z emocji i stresu pani Izie odeszły wody, o czym poinformowała mamę. Także o tym, że do szpitala ma trafić następnego dnia […]. Rodzina poinformowała media, że kobieta już w trakcie pobytu w szpitalu relacjonowała rodzinie, iż lekarze przyjęli wobec niej postawę wyczekującą. Powstrzymywali się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co pacjentka wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji.
Łosiewicz informuje również: W tej sprawie kontrolę wszczął Narodowy Fundusz Zdrowia, by ocenić prawidłowość udzielonych zmarłej świadczeń leczniczych oraz zajęła się nią Prokuratura Regionalna w Katowicach. Nim jednak coś ustalono ponad wszelką wątpliwość, część środowisk politycznych ruszyła do ataku i błyskawicznie znalazła winnego […].
Autorka podkreśla: kluczowa jest odpowiedź na pytanie, dlaczego lekarze nie ratowali życia kobiety, skoro i lekarze, i ona, co jasno wynika z esemesów, zdawali sobie sprawę z zagrożenia życia pacjentki. A przecież w takiej sytuacji lekarze mają obowiązek ratować matkę kosztem dziecka. Przypomnijmy, że przepisy prawa dotyczącego aborcji zostały zmienione na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r. Wcześniej obowiązująca Ustawa […] zezwalała na dokonanie aborcji w trzech przypadkach: w sytuacji, gdy ciąża stanowiła zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo) oraz w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Jedynie ta ostatnia przesłanka została uznana przez Trybunał za niekonstytucyjną, ale nie ma wątpliwości, że przepisy nadal dopuszczają możliwość przerywania ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety […]. Mimo tego lekarze woleli zwlekać.
Łosiewicz cytuje wypowiedź pełnomocniczki rodziny zmarłej, mecenas Jolanty Budzowskiej, która poinformowała, że postępowanie przygotowawcze jest prowadzone pod kątem błędu medycznego: „Jestem daleka od sformułowania, że śmierć tej pacjentki to prosta konsekwencja wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Sformułowanie »konsekwencja« oznacza zależność przyczynowo-skutkową, czyli gdyby nie wyrok, to pacjentka by nie zmarła. O takim związku nie możemy tutaj mówić”.
W podsumowaniu Łosiewicz zauważa: Gdyby jednak się okazało, że lekarze mogli się obawiać konsekwencji prawnych z powodu ratowania życia matki, należy wrócić do rozmowy o doprecyzowaniu zapisów prawa, tak by wykluczyć wspomnianą niepewność medyczną i niepewność prawną, jeśli faktycznie miałaby ona zachodzić.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 8 listopada br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.