Rytualne naciąganie prawa
Muzułmanie postanowili przetestować polski wymiar sprawiedliwości. I chyba osiągnęli cel. W Bohonikach na Podlasiu doszło do zapowiedzianego uboju rytualnego. Obrońcy zwierząt pozostali bezradni, a policja zachowała bierność. Równocześnie debata o uboju i prawach religijnych rozgorzała na nowo.
Składanie ofiar z żywych zwierząt jest dziś jednym z najbardziej kontrowersyjnych rytuałów religijnych. Bo wciąż rodzi się pytanie, czy w imię wolności praktyk religijnych można dopuszczać się czynów okrutnych? Gdzie leżą granice cierpienia, których tolerancja religijna nie usprawiedliwia? Czy tylko człowiek ma prawo do ochrony przed zbędnym cierpieniem?
Bo, że nie nie każdy zwyczaj związany z kultem religijnym zasługuje na aprobatę - jest dość oczywiste. W XIX i XX wieku świat zachodni wyeliminował albo poważnie ograniczył wiele obyczajów które uznał za niehumanitarne, o ile ich obiektem byli ludzie. W Indiach Brytyjczycy zakazali składania ludzkich ofiar w ramach kultu bogini Kali i praktykowania rytuału sati (palenia wdowy wraz z ciałem zmarłego męża). W Afryce poważnie ograniczone zostało rytualne obrzezanie kobiet. W Chinach odstąpiono od krępowanie stóp dziewczynkom, etc. Niezależnie od wielosetletniej tradycji i umocowań kulturowo religijnych.
O tym, że obyczaje religijne, tak samo jak wszystkie inne podlegają ewolucji przypomnieli ostatnio naukowcy polemizujący z komunikatem Komisji Episkopatu Polski, który stanął na bardzo zachowawczym stanowisku i uznał ubój rytualny uznał za element podstawowych praw wolności, wyznania i kultu.
Tradycja jest rzeczą ważną dla wyznawców każdej religii, ale żadna tradycja nie może usprawiedliwiać wyrządzania zła
- napisali naukowcy z filozofii, prawa, biologii i etyki ( pod listem widnieje 117 podpisów). Dodali też, że "nawet tradycja religijna nie jest i nie może być niezmienna, jeżeli nie ma prowadzić do zacofania".
Sygnatariusze listu przypomnieli też, że w głównym nurcie chrześcijaństwa zaprzestano składania ofiar zwierzęcych przed dwoma tysiącami lat, zaś zreformowani rabini od dawna nawołują do zaprzestania uboju rytualnego, a liczni muzułmanie akceptują ogłuszanie zwierząt przed podcięciem.
Dowodzi to, że przy dobrej woli można pogodzić tradycję religijną z poszanowaniem cierpienia zwierząt - przekonują naukowcy.
Z kolei prymas Polski Józef Kowałczyk w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", przypomniając, że w chrześcijaństwie nie istnieje praktyka składania ofiar krwawych, bo w ich miejsce Jezus ustanowił sakramentalną ofiarę z chleba i wina, wyraził nadzieję, że:
Może nadejdzie taki czas, że wspólnoty wyznaniowe zainteresowane ubojem rytualnym uzgodnią odejście od krwawych ofiar.
Dodał też jednak:
Wrażliwość ludzka niełatwo dziś znosi wykrwawianie się zwierząt, ale nie mamy prawa narzucać innym wyznaniom, jakie mają mieć rytuały religijne.
Wszystko to wskazuje, że dyskusja o granicach wolności religijnej wydaje się dziś niezbędna. Zwłaszcza w świetle ostatnich poczynań polskiej mniejszości muzułmańskiej na Podlasiu, gdzie mufti Miśkiewicz podjął ryzykowną grę zmierzającą do konfrontacji i przekonywania do swoich racji metodą faktów dokonanych. Potrzebna jest debata uwzględniająca różne argumenty teologiczne i etyczne.
Niestety najgłośniej na razie brzmią głosy radykalne, uciekające się do demagogii.
I tak goszczący u Kamila Durczoka w TVN 24 Lejb Fogelman posunął się wręcz do stwierdzenia, że "zakaz uboju rytualnego jest równoznaczny z wyganianiem Żydów z Polski". Choć sam, jak przyznał jest ateistą. Rozmówca Durczoka był absolutnie "impregnowany" na argumenty o cierpieniu zwierząt, mając w odpowiedzi tylko jeden frazes, że inne sposoby zabijania też nie są humanitarne.
Takie słowa kiepsko rokują jeśli chodzi o szukanie porozumienia z obrońcami zwierząt. Podobnie jak wyzywająca postawa muftiego Miśkiewicza, w którego oświadczeniach oprócz troski o tradycję swoich współbraci jest wyraźnie widoczny element prowokacji. Gdyby go nie miał - nie ogłaszałby publicznie swoich zamiarów.
Pocieszające jest jedynie to, że w dzisiejszej konfrontacji na Podlasiu - skończyło się na dyskusji, nie awanturze. Obie strony sporu są dziś bowiem mocno na cenzurowanym. Mniejszości religijne uporczywie usiłują ubrać obrońców zwierząt w maski prześladowców religii, a same muszą bronić się przed oskarżeniami o bezduszność. Ale póki istnieje możliwość dialogu - trzeba rozmawiać. W końcu kropla drąży kamień.
Ale należy przestrzegać prawa. Toteż szkoda, że policja schowała głowę w piasek. (Jak przypuszczam za odgórną sugestią). Bo póki co - ubój bez ogłuszania jest w Polsce przestępstwem, o czym zresztą dobitnie przypomniało ministerstwo rolnictwa.
Ale jeśli tak dalej pójdzie to uchwalone niedawno prawo stanie się równie martwe i bzewładne jak ofiarne zwierzęta...
Anna Sarzyńska