Prezydent Duda w „Sieci”: Wojna a Polska
Z prezydentem Andrzejem Dudą na temat trwającej wojny na Ukrainie rozmawiają Jacek Karnowski i Marcin Wikło („Polskie sprawy też się w tej wojnie rozstrzygają”).
W nowym numerze tygodnika „Sieci” wywiad z prezydentem RP Andrzejem Dudą. W pierwszej po napaści Rosji na Ukrainę rozmowie prezydent odpowiada na najważniejsze dzisiaj pytania – Czy Ukraina wytrzyma? Czy jesteśmy bezpieczni? Co dalej z pomocą dla uchodźców?
Z prezydentem Andrzejem Dudą na temat trwającej wojny na Ukrainie rozmawiają Jacek Karnowski i Marcin Wikło („Polskie sprawy też się w tej wojnie rozstrzygają”).
– To jest w mojej ocenie wojna o symbole i o historię – zauważa Andrzej Duda. – Symbolem jest odradzające się wielkie imperium rosyjskie. Co ważne, nie chodzi tutaj, jak mówią niektórzy, o imperium sowieckie. Moim zdaniem ambicją Władimira Putina nie jest odtworzenie Związku Radzieckiego, ale imperium carów. […] w warstwie historycznej obecny włodarz na Kremlu chce zapisać się jako ten, który imperium odbudował, który odzyskał te symbole.
Prezydent RP wyjaśnia także, dlaczego tak ważna w kontekście obecnej sytuacji i zapędów Putina jest Ustawa o obronie ojczyny.
– Ustawa o obronie ojczyzny jest jak najbardziej uzasadniona i apeluję do wszystkich, by ją poparli. Musimy zbudować siły zbrojne, które będą w stanie odstraszyć napastnika. Mam nadzieję, że przykład ukraiński będzie dla Rosjan przestrogą, że nie odważą się zaatakować kraju, który ma dobre uzbrojenie i ludzi gotowych stanąć do obrony w każdej chwili […]. Armia musi być liczna, ale nie tylko w koszarach. Musi być liczna w sensie dobrze wyszkolonego społeczeństwa, mężczyzn, którzy przeszli podstawowe przeszkolenie wojskowe, umieją obsługiwać nowoczesną broń.
Andrzej Duda wskazuje także, jakie ta wojna ma znaczenie dla Polski:
– Nasze sprawy też się w tej wojnie rozstrzygają. Czy tam jest realizowany polski interes? Również tak. Dlatego zachowujemy się tak, jak się zachowujemy. […] rozsądnie realizujemy polski interes, staramy się zachować polskie bezpieczeństwo w jak największym stopniu. Ale ważnym elementem tego bezpieczeństwa jest także to, by Ukraina stawiła twardy opór Rosjanom […]. Jest w naszym interesie, by trwała wolna, suwerenna, niepodległa Ukraina – zaznacza i dlaczego Ukraina, która otrzymała wsparcie, walczy sama bez udziału NATO. – To oczywiste: mogłoby to oznaczać trzecią wojnę światową. NATO musi działać rozważnie i ostrożnie. Putin także działa ostrożnie. […] zachodnia Ukraina jest właściwie nieatakowana […]. To wynika z obawy Rosjan, by nie zetrzeć się z oddziałami NATO […]. To oznaczałoby natychmiastowe postawienie w stan gotowości wszystkich sił Sojuszu.
Jakub Augustyn Maciejewski w artykule „Kozacka twierdza komandira Konstantina” relacjonuje z frontu, jak Ukraińcy organizują się, by bronić swojej ziemi. Opisuje historię charyzmatycznego Konstantyna, który w wieku 35 lat jest jednocześnie dowódcą, administratorem, sędzią i gwarantem bezpieczeństwa. Jego osiedle natomiast stało się prawdziwą twierdzą.
Konstantyn dowiedział się o wojnie, gdy w nieodległy blok uderzył pocisk. Był 24 lutego, 4.45 rano. Dwie godziny później już miał pod ręką kilku uzbrojonych ludzi, kilkunastu dodatkowych przygotowujących obronę dzielnicy, a pod wieczór gotowy bunkier i umocnienia. Wielu Ukraińców wciąż było w szoku po wybuchu pełnoskalowej wojny, rozległej inwazji Rosji na ich kraj. Ale nie Kostia. On, absolwent kijowskiej politechniki, pracownik Komitetu do walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją, który brał udział w specjalnych akcjach przeciwko baronom narkotykowym i mafii, przygotowywał się do walki od lat. Jakieś dwa tygodnie przed wybuchem wojny kupił za tysiąc dolarów karabin BTS-12. – Używają go tureckie służby specjalne – oświadczył, gdy już trzymałem go w rękach. Ale w sejfie przechowywał jeszcze inne rodzaje broni – teraz nadszedł czas próby.
Autor reportażu zwraca uwagę, że lokalny przywódca cieszy się dużym szacunkiem i lojalnością. Obserwuję, jak jego ludzie wysłuchują wszystkich rozkazów z gorliwością adiutantów Piłsudskiego, jak przychodzą do niego przedstawiciele lokalnych wspólnot. – Komandir, dajcie nam trochę broni! – Nie mam, dam wam kamizelki, kilka granatów może. Potrzebuję spirytusu do dezynfekcji i worków na cement – dwaj rośli Ukraińcy słuchają w pokorze, legitymują się w prowizorycznym biurze Konstantina, wychodzą spełnić jego polecenia – czytamy.
Dorota Łosiewicz w artykule „Zryw młodych Polaków” pisze o postawie młodego pokolenia, które spontanicznie zorganizowało się, by nieść bezinteresowną pomoc poszkodowanym przez wojnę na terenie Ukrainy. Zryw Polaków, także tych bardzo młodych, zadziwia całą Europę i świat. W punkcie recepcyjnym na warszawskim Torwarze, gdzie uchodźcy mogą zjeść, odpocząć, wyspać się i wykąpać, spotykam drobniutką blondynkę, Lenę, studentkę pierwszego roku. Przyszła pomóc, a została koordynatorką wolontariuszy. – Moja mama uczy w Liceum im. Stefana Batorego. Bardzo mi zależało, żeby zaangażować się w wolontariat. W Batorym zawiązała się grupa uczniów, która przyjechała na Torwar. Ja z nimi. Miałam się opiekować tylko tą grupą. Jednak szybko się okazało, że moje umiejętności pozwalają zarządzać dużą grupą ludzi i tak zostałam koordynatorką – śmieje się Lena. Zapytana oto, jak wybuch wojny wpłynął na życie młodych Polaków, poważnieje. – Zrozumieliśmy, że życie jest bardziej ulotne. Dlatego wielu młodych rzuciło się do pomocy. Ale nie wszyscy. Część kolegów ze studiów mniej interesuje się wojną, choć oczywiście wszyscy ją potępiają. Natomiast zupełnie inaczej jest w harcerstwie. Żyjemy tym. Byliśmy razem na manifestacji poparcia dla Ukrainy. W weekend planuję jechać do Przemyśla. Tam harcerze koordynują pomoc na granicy. Teraz nie ma czasu na odpoczynek – stwierdza Lena.
Dorota Łosiewicz przytacza także opinie ekspertów, którzy dostrzegają metamorfozę, jaka zaszła wśród młodszej części polskiego społeczeństwa. Ta wojna zmieni dużą część młodych Polaków. Dotychczas wyzwaniem ponad siły okazywała się zła ocena w szkole czy nieumiejętność radzenia sobie z emocjami. Do tego momentu, gdy masowo ruszyli z pomocą – mówi psycholog Sabina Zalewska. Ponadto jak zauważa psychoterapeutka młodzież stała się bardziej odpowiedzialna i świadoma realnych zagrożeń.
Cezary Kulesza,prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej podczas rozmowy z Markiem Pyzą i Marcinem Wikłą („Niech UEFA odetnie się od Rosji”) przyznaje, że… odetchnął z ulgą, gdy FIFA ogłosiła, że za mecz z Rosją dostaniemy walkower i zagramy od razu w finale baraży: różnie mogło się to skończyć. […] musieliśmy się liczyć z ryzykiem, że nasz bunt spotka się z nieadekwatną reakcją. Ale to ryzyko, a przede wszystkim odwaga się opłaciły, bo dołączyły do nas inne państwa […]. FIFA najwidoczniej wzięła pod uwagę to, że protestuje spora koalicja państw.
Prezes PZPN podkreśla, że nie miał żadnych wątpliwości, jak należy postąpić.
– Uznałem, że jeśli nas zawieszą, to trudno, trzeba będzie to przyjąć na klatę. Ale kierowałem się czymś dużo cenniejszym nawet od udziału w najważniejszej piłkarskiej imprezie. Chodziło przecież o postawienie tamy rosyjskiej agresji, również w futbolowym środowisku. I o polski honor.
Cezary Kulesza mówi także, jak wyglądały rozmowy z FIFA i budowanie koalicji:
– Dużą rolę odegrał tu pan minister Kamil Bortniczuk. Jego zaangażowanie i współpraca z ministerstwami innych państw znacznie przyspieszyła działania FIFA. Jako PZPN wysłaliśmy sporo pism do różnych federacji, osobiście rozmawiałem z prezesem czeskiego związku. […] wszyscy czekali na tego pierwszego. Wystarczyło więc, że poinformowaliśmy świat o naszym bojkocie, a natychmiast się okazało, że chętnie dołączają do nas kolejne federacje. Gdybyśmy zostali sami, różnie mogłoby się to skończyć. A że zebrało się nas co najmniej 12 państw […], FIFA nie odważyła się nawet myśleć o zawieszaniu kogokolwiek poza Rosją.
Jak zauważa Aleksandra Rybińska w artykule „Samozadowoleni”, nasi zachodni sąsiedzi musieli zdecydowanie zmienić swoje podejście do dyplomacji oraz relacje z Moskwą.
Nowy kanclerz Olaf Scholz zapowiedział w – jak podkreślają niemieckie media – „historycznym” przemówieniu 27 lutego w Bundestagu uniezależnienie się Niemiec od dostaw surowców z Rosji, znaczne zwiększenie wydatków na Bundeswehrę oraz wysłanie broni defensywnej do Ukrainy. Niemiecka polityka zagraniczna ma się zmienić – koniec z praktykowaną dotąd doktryną „Russia First”. Każdy niemiecki samochód eksportowany do Rosji i każdy metr sześcienny rosyjskiego gazu płynący do Niemiec miał nieść ze sobą „dywidendę pokoju”. Zamiast tego przyniósł wojnę.
Autorka zwraca jednak uwagę, że niemiecka klasa polityczna nie dostrzega swojej odpowiedzialności za kryzys wywołany na Ukrainie, a miejscowa prasa często usprawiedliwia partyjnych liderów. Prawda jest jednak bardzo bolesna dla Niemców. Bezmyślny merkantylizm oraz przekonanie, że gazociągi i relacje handlowe zapewnią Niemcom trwały wpływ na Rosję, nie był kontestowany w zasadzie przez nikogo, z wyjątkiem (okresowo) Zielonych. Berlin uważał się, nie po raz pierwszy zresztą w historii, za wychowawcę Rosji. Nikt nie miał prawa przeszkadzać w realizacji tej cywilizatorskiej misji. Szczególnie Ukraina. Ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk, który usilnie lobbował na rzecz swojego kraju za Odrą, był traktowany w Berlinie jako persona non grata. Nazywano go „męczybułą” (Nervensäge). Odmawiano mu spotkań. Melnyk przybył do Berlina w 2014 r., po aneksji Krymu przez Rosję. Trwał konflikt w Donbasie. Starał się uzyskać niemieckie wsparcie dla dostaw broni do Ukrainy. Bezskutecznie.
W tygodniku także komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette’a, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina,Aliny Czerniakowskiej, Wiktora Świetlika, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Samuela Pereiry, Andrzeja Zybertowicza.
Więcej w nowym, specjalnym wydaniu tygodnika „Sieci”. Artykuły z bieżącego wydania dostępne online od 14 marca br. w ramach subskrypcji Sieci Przyjaciół: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/wydanie-11-2022 . Zapraszamy też do oglądania audycji telewizji wPolsce.pl