Autorzy 2023 - promocja!

Prawybory w PiS - pomysł przedwczesny

opublikowano: 17 sierpnia 2014
Prawybory w PiS - pomysł przedwczesny
fot. pis.org.pl

Podczas prawyborów może się zdarzyć tak, że grupy wewnątrzpartyjne żyjące logiką gry stricte partyjnej, często odległe od średniej myślenia w społeczeństwie, mogą być nadreprezentowane - mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog. 

wPolityce.pl: Ryszard Czarnecki na łamach tygodnika „wSieci” zgłasza pomysł przeprowadzenia w PiS prawyborów prezydenckich. Jak  pan ocenia taką metodę wyłonienia kandydata ?

CZYTAJCzarnecki: Jarosław Kaczyński rozważa prezydenckie prawybory w PiS

Dr Rafał Chwedoruk, politolog: Taka koncepcja ma sens w realiach ustabilizowanego systemu partyjnego,  z silenie zakorzenionymi partiami politycznymi. Jets to pomysł, który w różnych wariantach , nie dotyczących tylko wyborów prezydenckich funkcjonuje w wielkich partiach Europy Zachodniej. Myślę, że polski system partyjny wcześniej, czy później stanie przed tego typu wyzwaniami jako z codziennością. Natomiast dziś można postawić pytanie, czy jesteśmy już w momencie az tak ustabilizowanego systemu partyjnego. Zalety są tutaj oczywiste. Takie prawybory pogłębiają demokracje w partii, dają jej członkom poczucie wpływu na losy partii. Natomiast mają też swoje wady. Pamiętajmy, że jesteśmy społeczeństwem biernym i może się zdarzyć tak, że grupy wewnątrzpartyjne żyjące logiką gry stricte partyjnej, często odległe od średniej myślenia w społeczeństwie , mogą być nadreprezentowane. Czyli taki kandydat może być bardzo silnie legitymizowany wewnątrz partii, a nie do przyjęcia nie tylko dla tego segmentu wyborców, o który zazwyczaj toczy się walka, czyli tych, którzy są niezidentyfikowani partyjnie, ale nawet dla mitycznego „żelaznego elektoratu”.

Platforma Obywatelska przeprowadziła taki eksperyment. I chyba jej się udało. Bo Bronisław Komorowski nie tylko zyskał przewagę w partii ale i wśród wyborców. Może PiS powinien skorzystać z doświadczeń rywala?

Tak, ale trzeba pamiętać, że usytuowanie Platformy w całym systemie politycznym było inne niż teraz PiS-u. Czyli mówiąc w skrócie Prawo i Sprawiedliwość jest jednak dla dużego kręgu opinii publicznej „na cenzurowanym”. Platformie było łatwiej. Jest to partia popierana przez większość elit opiniotwórczych szeroko pojętych w Polsce. I stąd, gdy były prawybory w Platformie to pokazywano obraz zarówno jego zalet jak i wad. Natomiast w przypadku PiS-u, śmiem twierdzić, że będziemy mieli przed sobą obraz tylko wad. Na przykład bardzo łatwo będzie o ujawnienie i wyeksponowanie funkcjonujących w nim, ale niereprezentatywnych dla całej formacji - skrajności. Po drugie pamiętajmy, że pierwszym doświadczeniem Platformy były lokalne prawybory, które kończyły się często w atmosferze chaosu, konfliktów, wzajemnych podejrzeń o nieuczciwość, o dowożenie, czy dopisywanie wyborców. Dlatego bilans zagrożeń i strat jest moim zdaniem większy niż ewentualny bilans zysków dla PiS-u. Mówiąc krótko - to jest jeszcze o jedną kadencję za wcześnie. Jedna kadencja, dlatego, że kumulacja wyborów w latach 2014-15 powoduje, że ktoś,  kto nie dostanie się do Sejmu faktycznie może już w ogóle wypaść z wielkiej polityki, a ci którzy się dostaną, pewnie będą określali polską politykę na dłuższy czas. I wówczas takie partie jak PiS będą się czuły na tyle bezpiecznie, że będą sobie mogły pozwolić na tego typu eksperymenty.

Ale czy mimo wszystko, nie jest to dobry pomysł na wprowadzanie do debaty publicznej nowych nazwisk? Na oswojenie elektoratu z osobą kandydata, zwłaszcza jeśli miałaby to być osoba „nieoczywista”, nie związana z działalnością partyjną? Może to dać PiS-owi dodatkowy czas na wypromowanie takiej postaci…

Byłby to pomysł uzasadniony, gdyby Prawo i Sprawiedliwość zmierzało mityczną droga do centrum. To znaczy usiłowało dotrzeć do tych wyborców, którzy z różnych powodów określając się jako centrowi, udzielają poparcia Platformie Obywatelskiej. Ale to Adam Hofman stwierdził kilka miesięcy temu, że „nie idziemy do centrum, bo nikt tam na nas nie czeka”.

Zresztą wiele różnych wyborów w ub. roku, poza referendum warszawskim, pokazywało, że  i to centrum wcale do PiS-u nie zmierza. Jeśli rozczarowało się do Platformy, po prostu nie idzie na wybory. Siłą PiS-u jest w tej chwili ponadstandardowa umiejętność mobilizowania swoich dotychczasowych zwolenników. To świetnie było widać w Elblągu, gdzie PiS dostał tyle samo głosów, co poprzednio, ale wygrał, bo Platforma straciła prawie połowę poparcia. Tych wyborców nie trzeba dodatkowo mobilizować. I bez względu czy taki kandydat będzie się nazywał prof. Andrzej Nowak, czy Zyta Gilowska, większość wyborców będzie zmobilizowana barwami PiSu i poparciem Jarosława Kaczyńskiego. Także byłoby to takie trochę przekonywanie przekonanych.

Więc gdyby te prawybory miały się odbywać teraz , to moim zdaniem nie istnieją żadne poważniejsze przesłanki, żeby rewolucyjnie zmienić sytuację i za ich pomocą przerzucić PiS poza ten „szklany sufit”, który ma tak  na prawdę ma każda demokratyczna partia w świecie. W przypadku PiS-u jest on na poziomie poparcia co trzeciego głosującego przy średniej frekwencji. Natomiast ta debata mieści się w myśleniu, że jeśli kandydat ma być członkiem PiS-u znanym nie z aktywności partyjnej, kimś spoza partii, kto cieszy się zaufaniem czy to w świecie kultury, czy nauki, to problem polega na tym, że będzie to nazwisko mało znane wyborcom. I jest to jakaś forma nagłośnienia tego kandydata. I ma to pewien sens. Natomiast ryzyko, które podjęłaby taka partia jak PiS. byłoby dużo większe niż zyski.

rozmawiała Anna Sarzyńska

 

Zobacz takЕјe: "Sieci": Zielony kataklizm


 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła