Powstanie Warszawskie jest sytuacją moralną
Jan Ołdakowski w rozmowie z braćmi Karnowskimi.
Powstanie warszawskie dlatego jest tak intrygujące, że jest sytuacją moralną. To konflikt dobra i zła w tak czystych formach, jak to tylko możliwe
— mówi Jan Ołdakowski w rozmowie z braćmi Jackiem i Michałem Karnowskimi na łamach najnowszego numeru tygodnika „wSieci”.
Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego podkreśla moralny wymiar Powstania, które wybuchło 70 lat temu.
To dotyczy całej Armii Krajowej. I nawet gdy płaczemy po przegranym powstaniu, to mamy jasność, że ci ludzie poszli walczyć, kierując się motywacją moralną. Szli, by przeciwstawić się złu. To zresztą najlepsza odpowiedź choćby na te liczne publikacje, które podważają nie tylko sens powstania, lecz nawet całą AK
— ocenia.
Ołdakowski odnosi się też do tych poglądów, które kwestionują sensowność Powstania oraz krytycznie oceniają kult tego typu wydarzeń.
Jeżeli ktoś chce walczyć z powstaniami, niech się skupi na obronie polskich granic, na budowie silnego państwa, a nie na rugowaniu pamięci. Tym bardziej że zryw warszawski nie był romantyczny. Stała za nim chłodna kalkulacja. Błędna, ale chłodna
— zaznacza.
W rozmowie zdradza też, że aktywność Muzeum Powstania Warszawskiego wykracza poza granice Polski.
Za dwa tygodnie otwieramy w Berlinie ważną wystawę plenerową. W miejscu, w którym stała siedziba Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Prezentacja zaczyna się przemówieniem Himmlera relacjonującego rozkaz Hitlera, a kończy pokazaniem, że Warszawa żyje i jest dynamicznym europejskim miastem. My na wystawę w Berlinie dostaliśmy pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (…) Ale rzeczywiście, nie mam poczucia, że polska dyplomacja jest w pełni zaangażowana w sprawę promowania polskiej opowieści. A mówić musimy, i to głośno, bo jako naród powinniśmy przyjąć perspektywę Żydów, a więc narodu, który w IIwojnie światowej stanął nad biologiczną przepaścią
— tłumaczy dyrektor MPW.
W rozmowie pojawia się też kwestia zmienionej mentalności Polaków - między innymi dzięki dekadzie istnienia MPW.
Mnie osobiście cieszy to, że udało się nakłonić Warszawę, by w czasie godziny „W” zatrzymywała się na te kilkanaście sekund. Przyznam, nie wierzyłem, że to zagonione, spieszące się miasto zdobędzie się na taki gest. A jednak się udało, dziś to tradycja obecna w wielu miejscach w Polsce. Zależy mi na jej wzmacnianiu, bo jest w tym wielka siła pozytywna. I za każdym razem należy wspominać śp. Lecha Kaczyńskiego, bo on pchnął pierwszą kostkę domina. On był wizjonerem. Wiedział, że musimy i możemy zmusić świat do wysłuchania naszej opowieści
— podkreśla Ołdakowski.