Potrzebny pomnik zwycięstwa Polski nad Moskwą
Znaków polskich zwycięstw w Warszawie niewiele, a ten jest współczesnej Polsce szczególnie potrzebny – pisze Maciej Pawlicki.
Potężny, nieuleczalny kompleks niższości, jaki od wieków trawi Rosję, jest głównym powodem jej agresji wobec świata. Rosyjscy władcy, a za nimi dominująca część elit i chyba większość narodu czuje, że nieustannie musi wszystkim udowadniać swą nie-gorszość. A ponieważ w sferze gospodarczej, ideowej czy kulturowej sukcesów i uznania nie ma, jedynym pewnym sposobem leczenia owego kompleksu niższości jest groteskowe odgrywanie imperialnej buty i realna agresja na sąsiednie narody.
Poza hałasującymi w różnych miejscach świata, prymitywnymi „nowymi Ruskimi”, poza rurami z gazem i ropą, nie ma Rosji i rosyjskiej obecności we współczesnym świecie. Niegdyś piękna rosyjska muzyka czy literatura, czy ciekawy film, dziś wegetują bez światowego zainteresowania. Gdy pominiemy cynicznie przez Kreml kupowanych głupków w rodzaju Stevena Seagala, Dolpha Lundgrena, Gerarda Depardieu czy kilku innych komediantów, widać, że rosyjska kultura nie ma siły przyciągania, bo putinowski system niszczący cywilizowane standardy, odwołuje się do najmroczniejszych rozdziałów historii świata, w której wielowiekowa moskiewska satrapia w liczbie ofiar i sprowadzonych na narody nieszczęść prześcignęła wszystkie złowrogie reżimy.
Patrzę i słucham w wielkim napięciu, czy rzeczywiście, czy naprawdę nasz premier i nasz minister spraw zagranicznych przejrzeli na oczy i zrozumieli, że owego groźnego kompleksu Rosji nie wyleczymy uległością. Czekam na fakty, nie gadanie. Lista faktów - dokonań fatalnych premiera Donalda i ministra Radosława w relacjach z Moskwą, jest bardzo długa. Niechże się wreszcie rozpocznie lista faktów pozytywnych, czekam z wielką niecierpliwością.
Rosyjscy propagandyści uwielbiają opowiadać jak to Rosja lekceważy Polskę, jak kompletnie Polska nie ma w rosyjskiej polityce znaczenia, bo na Kremlu zajmują się ważniejszymi, ho, ho, jak znacznie ważniejszymi sprawami! Tymczasem gołym okiem widać, że jest dokładnie odwrotnie, że jednym z pierwszych zadań rosyjskiej satrapii - nieracjonalnie głęboko w ich głowach i duszach zakodowanym - jest nieustanne udowadnianie panowania nad Polską. Politycznego, gospodarczego, agenturalnego, korupcyjnego. Jak trzymanie buta w bramie do świata z obawy, że się brama zatrzaśnie. Polska wolna i świadomie budująca swą siłę jest dla Moskwy nie do zniesienia, satrapia strategia uznaje ten stan za śmiertelne zagrożenie. Właśnie dlatego na święto narodowe nowej Rosji wybrał Putin dzień „wygania z Kremla polskich interwentów” w roku 1612.
Właśnie dlatego przez kilka wieków zabiegali Rosjanie, by wymazać w Warszawie wszelkie ślady hołdu, jaki doprowadzony za brodę przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego car moskiewski Wasyl IV Szujski złożył polskiemu królowi Zygmuntowi III. Po sromotnym pobiciu Moskali przez Żółkiewskiego pod Kłuszynem i zdobyciu przez Zygmunta III Smoleńska, 29 października 1611 roku w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego w Warszawie moskiewski car bił czołem polskiemu królowi, całował go w pierścień i błagał o łaskę, wcale nie będąc pewnym czy mordowania Polaków gardłem nie przypłaci. Król łaskawie życie mu darował i w twierdzy gostynińskiej go osadził, gdzie kilka lat później car moskiewski Wasyl IV żywota dokonał.
Pochowany został w Warszawie, w wybudowanej dlań kaplicy stojącej nieopodal Kościoła św. Krzyża, zwanej później Kaplicą Moskiewską, która była jednocześnie rodzajem bramy triumfalnej u wjazdu do Warszawy od Ujazdowa, przypominającej wszystkim przybyszom o wielkim trumfie Polski nad Moskwą. Dziś nie ma po owej kaplicy śladu, zadbali o to zaborcy, dzieła dokończyli komuniści. Stała owa kaplica kilkadziesiąt metrów od dzisiejszego pomnika Kopernika. Jest tam dzisiaj parking, doskonałe miejsce, by wkrótce ową kaplicę-łuk triumfalny odbudować.
Bo znaków polskich zwycięstw w Warszawie niewiele, a ten jest współczesnej Polsce szczególnie potrzebny. Bo w Moskwie respekt budzi nie uległość, ale siła realna i siła duchowa, czyli umiejętność zadbania o własne interesy. By Polacy nie budowali swej tożsamości na kompleksie niższości, muszą się dowiadywać, że potrafią azjatyckie hordy odpierać i nie jest to powód do wstydu.
Maciej Pawlicki