Potocki: Wojna wisi na włosku
"Jeśli ktoś sądzi, że po anszlusie Krymu i zdobyciu Wschodu apetyty Kremla zostaną zaspokojone, znajduje się w głębokim błędzie."
40 tysięcy Rosjan w ciężarówkach, transporterach opancerzonych i czołgach zbliżyło się na odległość jednego kilometra od granicy z Ukrainą. Program destabilizacji wschodnich regionów w zasadzie przebiegał bez większych zakłóceń.
Póki rząd w Kijowie reagował ospale. Odkąd, przed kilkoma dniami, premier Arsenij Jaceniuk ogłosił rozpoczęcie operacji antyterrorystycznej, robi się coraz goręcej. Strategia Kremla jest następująca. Wojskowa agentura podburza najbardziej zagorzałych przeciwników niepodległości Ukrainy – lokalnych Rosjan i przy wsparciu pododdziałów specnazu, bez oznak, organizuje cywilbandę w tzw. jednostki samoobrony.
Po zajęciu często nie stawiających oporu komisariatów, magazynów broni i budynków lokalnych władz, barykadują się w nich i otaczają cywilami, żeby uniemożliwić kontratak. Ta taktyka przypomina raka. Najpierw jedna mała narośl, która po krótkim czasie rozrasta się, pokrywając organizm zwyrodniałymi komórkami.
Z rosyjską strategią należy walczyć też jak ze złośliwym nowotworem. Im wcześniej się go wytnie, tym mniejsze ryzyko przerzutów.
Niestety Ukraińcy, nie pomni doświadczeń krymskich dopuścili do rozprzestrzenienia się choroby praktycznie na całym wschodzie swojego kraju. Nie wiadomo, czy to z powodu niemocy decyzyjnej rządu w Kijowie, niezdolnej do działania ze względu na dużą ilość oficerów myślących po rosyjsku armii, czy też z powodu postawy Zachodu z USA na czele, które z obawy przed rozlewem krwi sugerują Ukraińcom siedzieć cicho.
Dziś uzbrojona zgraja cywili strąciła skutecznie helikopter ukraińskich sił zbrojnych, który spadł na stojący nieopodal samolot. Powietrzem wstrząsnęły dwie eksplozje i obie maszyny zamieniły się w słup ognia i dymu. Kilka dni temu agenci Putina przy czynnym wsparciu jakiegoś bandyty, który mianował się samozwańczym merem Słowiańska, w brutalny sposób (przed śmiercią rozpruto mu brzuch) zamordowały radnego miejskiego Gorłówki - Wołodymyra Rybaka z partii Batkiwszczyna.
Z kolei dziś, uzbrojeni separatyści porwali i przetrzymują w gmachu delegatury Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Słowiańsku członków misji OBWE w tym prawdopodobnie jednego Polaka. „Undique terror, undique lethum” – wszędzie terror, wszędzie śmierć.
Tymczasem amerykański niszczyciel „Donald Cook” opuścił Morze Czarne, a jak podała niemiecka agencja DPA, premier kraju związkowego Meklemburgia-Pomorze Przednie Erwin Sellering (SPD) złoży wizytę w Petersburgu, gdzie będzie rozmawiał o rozwoju kontaktów gospodarczych. Sellering zamierza w najbliższy poniedziałek wziąć udział w przyjęciu na cześć byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera organizowanym przez firmę Nord Stream. Sytuacja jest jasna i ewidentna.
Tak długo jak rząd w Kijowie będzie udawał, że prowadzi operację antyterrorystyczną, Rosjanie nie wkroczą. Jeśli uderzą naprawdę, rozbijając rosyjskich terrorystów w Słowiańsku i stawiając bandziorów pod ścianą, 40 tysięcy „bojców” wraz z całym ciężkim sprzętem runie na Ukrainę.
A co zrobi Zachód? To co do tej pory. Wyrazi „ubolewanie”, a może nawet „stanowczy protest” i wprowadzi mocniejsze sankcje, czyli oficjalny zakaz wydawania wiz do USA i UE (tego jednak nie byłbym taki pewien) Władimirowi Władimirowiczowi.
Jak długo jeszcze będzie trwało zwiększanie napięcia? Może kilka dni, może kilka tygodni? Jedno jest pewne. Putin na pewno się nie cofnie. Od wkroczenia moskiewskiej agentury wraz z siłami specjalnymi na wschodnią Ukrainę rozpoczęła się logika wojny. I żadne zaklęcia, udawane sankcje, tego nie zmienią.
Albo Moskwa zagarnie Wschód w formie referendum, albo wkroczy zbrojnie. Należy pamiętać, że według oficjalnych ukraińskich badań za secesją wschodnich regionów Ukrainy stoi tylko ok. 16% mieszkańców. I komu to przeszkadza? Świat pozwalał w ciszy i spokoju dojrzewać Putinowi do ostatecznej rozgrywki.
Nie przeszkadzało wysadzenie bloku w Moskwie wraz z 300 Bogu ducha winnymi mieszkańcami, byle przekonać naród do krwawej inwazji na Czeczenię. To co wyprawiała tam armia rosyjska bez jakichkolwiek wahań można nazwać ludobójstwem.
Świat oczywiście zapomniał o tym jak podczas „szarży” w Gruzji „bojcy” podrzynali gardła cywilom. To od dawna jest ich sposób walki. W Afganistanie tak się zaprezentowali, że osobiście, po latach, słuchałem pikantnych opowieści mudżahedinów, którzy z lubością wspominali jak żywcem obdzierali złapanych specnazowców ze skóry. O tym, co Rosjanie wcześniej robili z przeciwnikami ich interwencji nie wspomnę, to zbyt drastyczne.
Wygląda na to, że to wszystko jeszcze nas czeka i to niebawem. Na Ukrainie. Jeśli ktoś sądzi, że po anszlusie Krymu i zdobyciu Wschodu apetyty Kremla zostaną zaspokojone, znajduje się w głębokim błędzie.
Dziś w Polsce nadchodzi nowy, słoneczny dzień. A na granicy ukraińsko-rosyjskiej dowódcy czołgów niczym w wierszu Guillauma Apollinaire mają „oczy wpatrzone we wskazówki zegarka, oczekując godziny ataku”.
Andrzej R. Potocki