Po Kaczyńskim urządzono „jazdę” za nieobecność na spotkaniu RBN, której nie jest członkiem
No, coś strasznego. Jarosława Kaczyńskiego nie było na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. „Zaprzyjaźnione” telewizje tej okropnej zbrodni poświęciły cały poniedziałek 2 grudnia. Kaczyński oblał egzamin z demokracji – donosili funkcjonariusze TVN i TVN 24. Znowu nie wytrzymał – relacjonowali z wypiekami na licach.
A było tak pięknie, czyli dzień wcześniej wizytą w Kijowie Kaczyński zasłużył na dobre słowo premiera Donalda Tuska i pochwałę samego guru, czyli Adama Michnika.Nikt się nie przejął tym, że Jarosław Kaczyński wypisał się z RBN trzy lata temu. A dwa lata temu, w odpowiedzi na pismo kancelarii prezydenta, potwierdził, że na posiedzenia RBN nie będzie chodził, więc podtrzymuje swoją rezygnację. Czyli prezes PiS nie mógł przyjść na coś, czego nie jest członkiem. A w skład RBN wchodzą wyłącznie osoby zaproszone tam przez prezydenta RP i do tego ciała nominowane. Nie mógł też przyjść w oparciu o telewizyjne zachęty dziennikarzy i polityków, bo one nie mają żadnej mocy prawnej. I nie mógł przyjść także z tego powodu, jeśliby oczywiście chciał, że konkretne posiedzenie dotyczące Ukrainy odbyło się 2 grudnia, a stosowne zaproszenie dla Kaczyńskiego ujawniono 3 grudnia (i wtedy najpewniej ono powstało).
Ale przecież nie chodziło w ogóle o posiedzenie RBN. Chodziło o to, żeby „zaprzyjaźnione” telewizje mogły obsobaczyć byłego premiera jako niewdzięcznika i polityka nie kierującego się interesem Polski. Między innymi po to prezydent zwołał „ukraińskie” posiedzenie RBN. Czyli urządzono szopkę, żeby zdewaluować i podważyć niewątpliwy sukces Jarosława Kaczyńskiego, odniesiony w Kijowie. Urządzono szopkę, bo nie liczył się żaden rzeczywisty członek RBN, obecny na posiedzeniu ani ono samo, tylko Kaczyński, który od trzech lat w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego nie zasiada. Jakim cudem mógłby być zatem obecny na jej posiedzeniu?Nie warto już pastwić się nad sensem organizowania posiedzenia RBN w sprawie Ukrainy, gdyby nie chodziło o „przywalenie” Kaczyńskiemu, lecz o Ukrainę właśnie. Czy ktoś ma złudzenia, że RBN podjęła jakieś istotne dla stowarzyszenia Ukrainy z Unią decyzje? Czy przyjęto tam jakąś agendę bądź przygotowano i przedstawiono plan działania? Oczywiście, że nie, bo ta Rada jest tylko od gadania, i to kompletnie niekonkluzywnego. Sensem jej istnienia jest tylko dodawanie prezydentowi ważności i udawanie, że poważnie traktuje on liderów wszystkich partii parlamentarnych. W inscenizacji wokół posiedzenia RBN chodziło o to, by cały dzień „jechać” po Kaczyńskim jako awanturniku, polityku antysystemowym, niezdolnym do kompromisu, a nawet niewychowanym, bo przecież, gdy prezydent zaprasza, to nie powinno się odmawiać. Problemem jest to, że prezydent de facto nie zapraszał, a w dodatku to niezaproszenie odnosiło się do kogoś, kogo choćby ze względów formalno-prawnych na posiedzeniu RBN być nie powinno. To jednak było zupełnie nieważne, skoro nadarzyła się doskonała okazja, by przypomnieć kolejne „nawrócenia” i „upadki” Jarosława Kaczyńskiego.
W ten sposób nie trzeba było się zajmować kompletnie „odjechanym” i świadczącym o gonieniu w piętkę pomyśle premiera Tuska, by nawiedzać jakąś rodzinę w Płocku i bawić się klockami z kilkuletnim chłopcem. W kontekście wydarzeń na Ukrainie dziecinada z klockami jest po prostu żenująca i kompromitująca. Urządzając „jazdę” po Kaczyńskim nie trzeba też było zajmować się późnowieczornym spotkaniem kryzysowym premiera z kilkoma ministrami, szefem Agencji Wywiadu i ekspertem od spraw ukraińskich. To spotkanie było o wiele za późne, nieprzygotowane, nieadekwatne do sytuacji, zastępcze i pokazało kompletną bezradność rządu w obliczu prawdziwego kryzysu. Pokazało więc, że polskie państwo jest na nadzwyczajne sytuacje kompletnie nieprzygotowane. Było to więc tylko rozpaczliwa próba ratowania twarzy.Jedna z „zaprzyjaźnionych” telewizji (TVN 24) tak się zagalopowała w śledzeniu miejsc, w których nie ma Jarosława Kaczyńskiego, że najpierw na żywo pokazała go w ławach poselskich, by po kilkunastu sekundach ogłosić, że wcale go tam nie ma, gdzie akurat jest.
Wkrótce się pewnie dowiemy, że Kaczyńskiego złowrogo, prowokacyjnie i bezczelnie nie ma także na posiedzeniach Rady Ministrów, Sztabu Generalnego Wojska Polskiego czy Episkopatu Polski. I będzie kolejna okazja do przykrywania wiekopomnych osiągnięć rządu „zbrodniami” lidera opozycji.
Stanisław Janecki