Czy ostatnie dni kwietnia 2014 chociaż przez kilka chwil powtórzą stan ducha Polaków z kwietnia 2005 i kwietnia 2010? Kiedy byliśmy Narodem - solidarnym, rozumiejącym swoją tożsamość, czującym na jakich wartościach zbudowano naszą narodową wspólnotę i jakie wartości są niezbędne, by trwała nadal, by żyła i rozwijała się.
Tamten stan polskich umysłów i polskich serc przeminął, wielu gorliwie pracowało, by przeminął jak najszybciej, rozbijało go rechotem „nie płakałem!”, „precz z Wawelu”, „chcemy Barabasza!”. Kloaczna erupcja zachowań podłych rozlała się szeroko i zamieniła w rzekę medialno-politycznej codzienności III RP w drugiej dekadzie trzeciego tysiąclecia.
Ale może teraz będzie inaczej? Może Święty Jan Paweł II wyjedna nam u Szefa jeszcze jedną szansę, byśmy powrócili do odbudowywania naszej narodowej, polskiej wspólnoty? Oczywiście rechot i wrzaski odezwą się nazajutrz po Kanonizacji, gazetowyborcze autorytety już zapewne szykują poniedziałkowe werdykty jakim to w istocie zacofanym księdzem i przeciętnym myślicielem był JP2 oraz jak modnie i nowocześnie jest natychmiast o nim zapomnieć. A nasz kameleonopremier szybko strząśnie z siebie watykański pył i wraz ze swymi komisarzami wróci do urządzania nam Polski wedle pomysłów antychrzescijańskich, antyrodzinnych i antyludzkich ekstremistów.
Tak się stanie, ale czy możemy spróbować tym razem nie usłyszeć tego jazgotu? Odrzucić tę narzucaną nam nienawiść? I wyjść do tych opętanych nią nieszczęśników z naszą otwartością i miłością. Wyciągając wnioski z kwietnia z 2005 i kwietnia 2010, spróbujmy potraktować naszych politycznych i cywilizacyjnych adwersarzy jako współbraci, którzy pobłądzili, czasem bardzo pobłądzili, ale wciąż warci są naszej modlitwy i rozmowy.
Wiem, że robi to i bez mojej modlitwy, ale chcę robić to wraz z Nim, więc proszę Świętego Jana Pawła II o wstawiennictwo u sprawie dziś najpilniejszej, w sprawie skłócanych Polaków.
Maciej Pawlicki