Pawlicki o brakujących symbolach
Czekoladowy Lenin, słodki Putin, Shuysky brothers i milczenie Dominikanów, czyli Polska 2014
Wakacyjny obrazek z Krakowa. 15 sierpnia 2014, rocznica Bitwy Warszawskiej, która zatrzymała plan Lenina zmiażdżenia Polski i podbicia Europy. Także dzień, w którym – jak podały zachodnie media - na rozkaz Putina rosyjska kolumna pancerna przekroczyła granice Ukrainy.
Kraków, środek miasta. Ulica Szewska, dwa kroki od Rynku. Krakowska Manufaktura Czekolady. Czekoladowe serca, buciki i kwiatki. W centralnym miejscu wielka szafa z czekoladowymi statuetkami Lenina. Pytam sprzedawczynię czy mają też czekoladowego Hitlera. - Nie, Hitlera nie mamy – odpowiada zdziwiona. Poniżej Lenina - statuetki Putina, w dwóch wymiarach - Putin duży i Putin mały. Tak jak Lenin - do wyboru - z czekolady mlecznej, białej albo gorzkiej. Żadnych innych statuetek w Krakowskiej Manufakturze Czekolady nie ma. Tylko Lenin i Putin.
Między Wawelem a Rynkiem dziesiątki, może setki tysięcy ludzi, w większości obcokrajowców. O tym, że mamy właśnie polskie Narodowe Święto dowiedzieć im się ciężko, właściwie - bez szans. Biało-czerwonych flag prawie nie ma, naliczyłem co najwyżej kilka. Uliczni grajkowie grają muzykę austriacką, rosyjską, francuską, włoską, niemiecką, angielską. Polskiej nie grają.
Wawel, Komnaty Królewskie. W jednej z nich wielka kopia słynnego obrazu Tomasza Dolabelli przedstawiającego hołd moskiewskiego cara przed polskim królem. Obrazu, którego oddania niemal sto lat później zażądał car Piotr I, gdy odwiedził Augusta II Sasa na Zamku Królewskim w Warszawie. I który polski król carowi natychmiast podarował, a car kazał natychmiast spalić.
Bo nie pozwalali Rosjanie na żadne pamiątki triumfu Rzeczpospolitej nad Moskwą, gdy - po zwycięstwie pod Kłuszynem i zdobyciu Smoleńska - doprowadzony na Zamek Królewski jako jeniec moskiewski car bił czołem polskiemu królowi Zygmuntowi III i błagał o miłosierdzie. Ale dziś dla zwiedzających Wawel obcokrajowców maleńki podpis to wydarzenie ukrywa. Mówi tylko: „Stanisław Żółkiewski presenting to the king… captured Shuysky brothers.” Kim byli „Shuysky brothers” – nie wiadomo.
Historia niszczenia i zacierania wszelkich śladów po stojącej do XIX wieku w środku Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie Kaplicy Moskiewskiej upamiętniającej hołd carów Szujskich to oddzielna opowieść o rosyjskiej skuteczności w nienawiści do symboli, które mogą przypominać Polakom, że Moskwa jest do pokonania.
Kraków, godzina 17.00, Msza święta u Dominikanów na Stolarskiej. Pełny kościół. Ksiądz mówi o święcie Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. O rocznicy Bitwy Warszawskiej, o święcie Narodowym, o ocaleniu Europy przed sowiecką agresją, przed komunizmem, o historii, ojczyźnie, narodzie, Polsce - nie wspomina ani słowem.
Słodkie statuetki agresorów, Shuysky brothers i milczenie Dominikanów. Może wkrótce – dla świętego spokoju i sympatycznych relacji z bogatymi turystami ze Wschodu - wymażemy z kalendarza daty i ślady wydarzeń, które drażnią imperialnych propagandzistów Moskwy oraz ich przyjaciół z Berlina. Może wkrótce pomnik Mickiewicza zastąpimy na krakowskim Rynku przez jakże sympatycznego, słodkiego Lenina.
Maciej Pawlicki