Ostatni Lisa fałsz
Odejście z TVP to za mało. Tomasz Lis jako żywo powinien odejść z dziennikarstwa. Wypalił się… 10 lat temu.
To oczywiście nie przeszkodziło mu zarobić milionów złotych na zadawaniu dwuminutowych pytań z tezą samemu sobie i zaprzyjaźnionym gościom oraz smarowaniu wazeliną PO ekranie. Przez lata z palcem wskazującym na policzek robił dobrą minę do złego programu, aby przypadkiem nie wyszło, że naciąga TVP na 70 tys. tygodniowo, a „baranów”, jak sam nazywał widzów, na pubową publicystykę. Za te pieniądze można było robić program na księżycu, a nie w studiu wyposażonym i udostępnionym mu za darmo przez TVP. I coś by jeszcze zostało na program żony, oczywiście nie po znajomości. Jest zatem walor dydaktyczny jego audycji, i nie chodzi tu o uświadomienie sobie, że w internecie można się pod kogoś podszyć, ani o oświecanie ludu przez takich ekspertów od psychologii jak Kasia Cichopek, czym jest „efekt zająca”. Lis pokazał, jak NIE powinny wyglądać publicystyka i produkcja telewizyjna. Szkoda, że trzeba było do tego aż kilkuset odcinków. Dobrze więc, że to koniec. No może nie najlepiej dla jego firmy, której nazwa Deadline Productions powinna brzmieć „Dead Productions”. Chyba nikt przy zdrowej kamerze nie zatrudni go już do zawyżania kosztów niskiej oglądalności. Straci też publiczność z jego programów, która za darmo klaskała, gdy w studiu kpiono z PiS. Nie płacz, kiedy odejdzie. Lis opuścił „kurnik”.
Paweł Korsun