Amerykanie tak się zapętlili w polityczną poprawność, że od dawna w ich wyzwolonym kraju nie może być już mowy o wolności. Chrześcijańskie małżeństwo, które odmówiło świadczenia usług homoseksualnej parze, musi zapłacić 6,5 tysiąca dolarów.
Elaine i Jonathan Huguenin, prowadzący studio Elane Photography, odmówili wykonania sesji ślubnej parze lesbijek. Sprawa trafiła do Komisji Praw Człowieka w Nowym Meksyku, który uznał zachowanie chrześcijan za skandaliczne łamanie prawa. Opinię tę potwierdził Sąd Najwyższy stanu Nowy Meksyk, który skazał właścicieli studia na grzywnę 6,5 tysiąca dolarów za to, że dopuścili się dyskryminacji na tle orientacji seksualnej. Nie pomogła apelacja. Sąd Najwyższy USA podtrzymał wyrok niższej instancji.
Tak oto doszliśmy do usankcjonowania nowego ładu prawnego. Wolność jednostki zagwarantowana jest tylko jednostkom wybranym. Wybraństwo musi nastąpić oczywiście w jedynie słusznym kluczu mniejszościowym. Wygląda na to, że rozstrzyga się w ten sposób toczący się od lat spór o to, czy przedstawiciele wolnych zawodów tacy jak np. marketingowcy, autorzy reklam, graficy, fotograficy czy publicyści muszą za wszelką cenę służyć klientowi, nawet jeśli jest to sprzeczne z ich sumieniem. Jaki będzie następny krok? Zmuszanie dziennikarzy i całych redakcji do radosnego promowania „tęczowej” antymoralności?
Dzięki arcyabsurdalnej politycznej poprawności, homoterror wkracza w kolejną fazę indoktrynacji. Spór o to kto ma rację i gdzie leży prawda dawno rozbił się skałę postmodernistycznego relatywizmu. Teraz pozostaje już tylko przyjąć jak wyrocznię twierdzenie, że nikt nie ma racji. Oczywiście poza głosicielami tej prawdy. Oni rację mają zawsze.
Prawna rzeczywistość Stanów Zjednoczonych wcale nie jest aż tak odległa. W polskim Sejmie trwa debata o zaproponowanej przez Ruch Palikota nowelizacji ustawy równościowej, która ma zrównać wszelkie dewiacje z normą i zakazać wszelkiej ich krytyki. Publiczna manifestacja perwersyjnych upodobań seksualnych ma być zagwarantowana prawnie. Ktokolwiek odważy się negatywnie ocenić dewiację, zostanie ukarany. Szczególny zakaz obejmie media.
Nie mniej niebezpieczna jest Konwencja Rady Europy ws. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, którą rząd za wszelką cenę chce ratyfikować, mimo ogromnego sprzeciwu wielu środowisk obywatelskich, politycznych i Kościoła. Ten skrajnie niebezpieczny dokument, przekraczający najśmielsze fantazje Huxleya, zamieni obywateli w marionetki nowego ładu społecznego.
Jeśli nie chcemy skończyć jak Amerykanie, zacznijmy działać. Wciąż można złożyć podpis pod petycją przeciw ideologizowaniu prawa i zatrzymać gendermisję.
Marzena Nykiel