Archiwum
Wydanie nr 5/2019 (72)
Głos Naczelnego
3Co było, co będzie
6Sto odsłon na stulecie
9Tematy miesiąca
10Wehikuł czasu
32Skarby AGAD
36Polscy wynalazcy
38Dusza kontusza
42Felietony
45Polacy ratujący Żydów
47Dawno temu
52Zdarzyło się
56Bitwa miesiąca
66Ziemiaństwo
68Prasport
70Polonia
73Władczynie
77Pełna kultura
76Pupile historii
86Czym strzelać
87Diabeł nie mógł
88Szlachetne zdrowie
90Tajemnice AAN
92NAC prezentuje
93Ze zbiorów MPW
94Historia okładki
96Opowieści IPN
99Położenie geograficzne czy ludzie?
Położenie geograficzne Polski, od zarania dziejów, nie rozpieszczało nas. Skutki tego położenia odczuwamy zresztą do dziś. Jednym z nich jest stosunkowe ubóstwo w krajobrazie i w zasobach muzealnych, wybitnych dzieł architektonicznych czy kolekcji malarskich i bibliotecznych. I to nie dlatego, by nasi przodkowie nie dbali o rozwój kultury czy też nie chcieli budować pięknych zamków, dworów, fundować świątyń. Zamek w Ujeździe przetrwał bodaj kilkadziesiąt lat, gdyż został zniszczony doszczętnie przez Szwedów w połowie XVII w. Ci sami Szwedzi, plądrując Warszawę, wywieźli z niej bezcenne skarby, po latach łaskawie przekazując w darze 15-metrową rolkę sztokholmską prezentującą – jak XX-wieczne kroniki filmowe – wjazd księżnej Konstancji Habsburżanki i Zygmunta III Wazy do Krakowa w grudniu 1605 r. Jeżdżąc swego czasu po Szwecji, widziałem od czasu do czasu jakieś dzieło dziwnie nadwiślańskiej proweniencji. Ile ich tam zostało? A przecież to nie Szwedzi nas najczęściej najeżdżali.
Grabież dóbr polskiej kultury czy też mistrzów obcych, ale pozostających w posiadaniu polskich rodów arystokratycznych i ziemiańskich, w sposób szczególny dotknęła naród polski w XX w. Najpierw nawałnica bolszewicka w latach 1919–1920, jak pisała o tym w „Pożodze” Zofia Kossak, przetoczyła się po Kresach, pozostawiając zgliszcza i trupy, a potem w latach II wojny światowej i przez cały okres istnienia komuny za Bugiem ponownie Sowieci niszczyli polskie zabytki – dwory i pałace, zamki i kościoły kresowe, aż do końca, do ostatniego kamienia. Świadczą o tym zdjęcia przedwojenne i niemal dzisiejsze, z tych samych miejsc. Przeglądam piękny album „Kresowe rezydencje. Województwo wileńskie” Grzegorza Rąkowskiego wydane przez IPN. Str. 133 – Holszany. „Ruiny zamku po uprzątnięciu gruzu”; str. 229. Szemetowszczyzna. „Ruiny gorzelni dworskiej”; str. 346. Niemież. „Ruiny stajni” itd. To były czyjeś domy, to były kościoły przez kogoś fundowane! Jak niegdyś zamki nad Loarą, tylko że tamte stoją do dziś, jakże często są w tych samych rodzinnych rękach. Od wielu, wielu pokoleń. A tamci właściciele? Kto im odebrał prawo do podtrzymywania rodzinnej kultury?
Z kolei Niemcy, aczkolwiek krócej im było dane niewolić Polskę i jej dziedzictwo, czynili swą powinność zdecydowanie systematyczniej i celowo. Niszczyli bądź wywozili w latach 1939–1945 najcenniejsze dzieła stanowiące własność polską, w tym polskiego ziemiaństwa. Jak pisała Agnieszka Łuczak w „Utraconym decorum”: „Grabież ziemiańskich dóbr kultury polegała przede wszystkim na usunięciu dzieł sztuki i cennych przedmiotów z dworów i pałaców, a następnie rozmieszczeniu ich w rozmaitych niemieckich urzędach i instytucjach. Najcenniejsze obiekty trafiły do muzeów, gdzie znalazły się pod opieką niemieckich muzealników”. W samej Wielkopolsce potraktowano w ten sposób ponad 200 majątków, czyli rodzinnych domów, w tym pokaźny XVIII-wieczny dwór w Kruchowie k. Trzemeszna należący do moich dziadków, Zofii i Alfreda Jankowskich. Do dziś stoi i straszy swoim wyglądem. Położenie geograficzne przerwało ciągłość życia mojej rodziny w tym miejscu. Ci, którzy tam pracowali, by dom był pełen dóbr kultury i życia, nie taką dla pałacu i swoich wnuków widzieli przyszłość.
Nasze położenie geograficzne sprzyjało wrogom idącym na podbój w imię szaleństwa imperialnego lub ideologicznego, po trupach polskich i po gruzach powstałych z dzieł polskiej kultury. Jakby ktoś planował ustawiczne zrywanie naszych więzów, sięgających przeszłych pokoleń. Nie tylko ludobójstwo i grabież temu służyły; także wypędzenia trwające w XX w. przez kolejne generacje. Pisała o tym pięknie, ale i zatrważająco, prof. Anna Pawełczyńska, posiłkując się wspomnieniami rodzinnymi; kolejne pokolenia kresowe od czasów rewolucji październikowej po rok 1945 musiały opuszczać spalone i odbudowywane z mozołem swoje domy, aż trafili po 1945 r. na ziemie tzw. odzyskane. By znów od początku, tym razem na obcej, poniemieckiej ziemi zaczynać od nowa. Za co ta kara?
Coś nas jednak podtrzymywało przy życiu – to pamięć rodzinna. Wiemy o grabieży i wypędzeniach, o śmierci naszych najbliższych – o tych gałęziach drzew genealogicznych, które już nie wyrosły; wiemy nie tylko z podręczników szkolnych, wiemy, bo pamiętamy o losach swych najbliższych. Rodzina nasza, polska i dziś zostaje poddana zatrważającej próbie, zmasowany atak ideologiczny się już zaczął! Jego celem jest także zerwanie więzów. Ale to temat na osobny felieton.
Jan Żaryn
Wywieźć, zabezpieczyć i ukryć!
Historie ratowania wielkich skarbów kultury polskiej przed zachłannością niemieckich i sowieckich barbarzyńców przypominają często hollywoodzkie filmy akcji w najlepszym wydaniu. Podobnie jak ich bohaterowie – pisze Marek Skalski.
Rozśpiewał Polskę i zachwycał na scenie
Stanisław Moniuszko był twórcą opery narodowej i największym twórcą pieśni polskiej. Działał w czasach zaborów, w okresie szczególnego zniewolenia narodu po upadku powstań listopadowego i styczniowego. Kultura stała się jedynym orężem walki o utrzymanie tożsamości narodu – pisze prof. Irena Poniatowska.
Niezwykły kościół, niezwykli ludzie
Największe getto powstało w Warszawie i liczyło, w szczytowym momencie zasiedlenia, prawie 460 tys. mieszkańców stłoczonych na skrawku stolicy – pisze prof. Jan Żaryn w tekście przedstawiającym dzieło ks. prałata Marcelego Godlewskiego, który jako proboszcz parafii pw. Wszystkich Świętych w Warszawie udzielał posługi duszpasterskiej dla katolików z getta i osobiście ratował Żydów.
Kat w sutannie
Artur Guzicki opisuje burzliwe losy kościoła autokefalicznego w Polsce. Droga do jego powstania była wyboista i bardzo dramatyczna. Doprowadziła do ostrych podziałów w środowisku prawosławnych duchownych. Doszło nawet do politycznego mordu.
Najdłuższy bój Zygmunta Chychły
Zygmunt Chychła, mistrz olimpijski w boksie, swój najdłuższy, najbardziej dramatyczny pojedynek stoczył poza ringiem. Była to wieloletnia walka ze Służbą Bezpieczeństwa o możliwość emigracji z PRL. Również ten nierówny bój wygrał. I to w wielkim stylu. Nie tylko wyjechał, lecz nie dał się też zwerbować do współpracy – pisze Grzegorz Majchrzak.