Archiwum

O co walczy prezes ZNP

25 marca poznamy rozstrzygnięcie referendum strajkowego zorganizowanego przez ZNP.

Strajk z pewnością się odbędzie, bo nauczyciele są zdeterminowani, by otrzymać podwyżki. I nikt zresztą nie twierdzi, że nie powinni godnie zarabiać. Uważam jednak, że zupełnie haniebne jest posługiwanie się dziećmi jako zakładnikami w tym sporze.

„Mamy w ręku potężny oręż, jakim jest promocja uczniów, jeśli go wykorzystamy, to edukacji grozi kompletny kataklizm” – oświadczył prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz, rozpętując burzę. Szefowa MEN skwitowała te słowa stwierdzeniem, że doszło do przekroczenia granicy nieprzekraczalnej. I trudno się z taką oceną nie zgodzić. I choć szef ZNP za te słowa przeprosił, nie można oprzeć się wrażeniu, że kataklizm to jest właśnie to, co prezes Broniarz chce wywołać. Bo jak inaczej można wytłumaczyć groźbę strajku podczas kolejnych egzaminów przetaczających się przez szkoły? Termin strajku może się zbiec bowiem z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma się odbyć egzamin gimnazjalny, a 15, 16 i 17 kwietnia – egzamin ósmoklasistów. Matury mają się rozpocząć 6 maja.

Zdążyliśmy się już jednak przyzwyczaić, że od trzech lat co rusz kolejne grupy społeczne chcą wywołać kataklizm lub przynajmniej wrażenie, że on właśnie nadciąga. Zupełnie jednak niedopuszczalne jest posługiwanie się w tych działaniach dziećmi, także tymi niepełnosprawnymi, bo do strajku mają przystąpić szkoły specjalne. Prezes Broniarz, przystawiając władzy pistolet do skroni, drugą ręką obejmuje około miliona uczniów. Jednak zakładnikami prezesa ZNP stają się także nauczyciele, którym ta forma strajku nie odpowiada, oraz rodzice, którzy wraz z dziećmi będą musieli ponieść konsekwencje odwołanych egzaminów.

Może warto się zastanowić, skąd ta nadzwyczajna aktywizacja szefa ZNP, który na czele związku stoi już od ponad dwóch dekad. Jedną z odpowiedzi jest oczywiście czas przedwyborczy. Wówczas łatwiej politykom wyrwać pieniądze. Strajkiem można także wpłynąć na wyborcze rozstrzygnięcie. Jednak z jeszcze inną odpowiedzią spieszą internauci. Otóż okazuje się, że w 2019 r. kończy się pięcioletnia kadencja prezesa ZNP. Bardzo prawdopodobny jest więc scenariusz, że szef ZNP, walcząc o podwyżki dla nauczycieli (które przecież faktycznie są realizowane), walczy nie tyle o podwyżkę, ile o niezłą (każdy nauczyciel mógłby pozazdrościć) pensyjkę dla siebie. Na kolejną pięcioletnią kadencję.

Dorota Łosiewicz