Archiwum
Wydanie nr 6/2018 (61)
W stulecie niepodległości
12Wehikuł czasu
18Kalendarz AGAD
22Temat miesiąca
24Dusza kontusza
45Zdarzyło się
48Władczynie
56Prasport
58Terytorium
61Ziemiaństwo
64Polonia
67Polityka historyczna
70Pełna kultura
73Pupile historii
86Czym strzelać
87Diabeł nie mógł
88Szlachetne zdrowie
90Tajemnice archiwum akt nowych
92NAC prezentuje
93Ze zbiorów MPW
95Historia okładki
96Opowieści IPN
99Polak w Szwecji
Relacje polsko-szwedzkie są naznaczone pamięcią o potopie, o obronie Jasnej Góry przed heretykami i o rabunkach dzieł sztuki, o zniszczeniach zamków i dworów. Bliższa nam historia tych relacji jest z kolei bogata w dobrą pamięć o Szwedach, jak o prof. Andrzeju Uggli – z małżeństwa szwedzko-polskiego – mieszkającym w Sztokholmie, czy o hr. Folke Bernadotte, ratującym Polaków – więźniów obozów koncentracyjnych. O dobrej i złej pamięci szwedzko-polskich zmagań traktuje niniejszy numer.
Michała Bieniasza (1951–2014) poznałem w latach 90. XX w., gdy po raz pierwszy znalazłem się w Szwecji. Mieszkałem u Bożysława Kurowskiego w Lund, działacza obozu narodowego z pokolenia drugiej wielkiej emigracji niepodległościowej, który dał mi do niego numer telefonu. Zadzwoniłem do Michała Bieniasza do Skultuny, leżącej dobre kilkaset kilometrów od mojego ówczesnego miejsca zamieszkania. „Niech pan przyjeżdża” – usłyszałem. Przyjechałem. Przegadaliśmy chyba całą noc przy kieliszku dobrego koniaku, bo jego urocza żona, Estonka, i córka postanowiły nas jednak opuścić. Należał do pokolenia „Solidarności”, którego przedstawiciele postanowili wyemigrować na wieść o wybuchu stanu wojennego. Przybył do Szwecji w 1981 r. Został i niemal natychmiast wszedł do środka organizacji zakładanych przez pokolenie niepodległościowców. Już w 1985 r. został członkiem zarządu Rady Uchodźstwa Polskiego, a w 1989 r. delegatem do Rady Narodowej w Londynie, czyli do parlamentu emigracji polskiej, kierowanego przez Zygmunta Szadkowskiego. W 1989 r. został także prezesem oddziału szwedzkiego innej ważnej organizacji weteranów II wojny światowej, Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Szwecji, a – ostatecznie w 2002 r. – prezesem Kongresu Polaków w Szwecji. Podarował mi podczas naszego spotkania kilka numerów „Słowa”, pisma wydawanego przez niego jako organu KPwSz. Z zawodu był grafikiem i rysownikiem, a swoje prace prezentował nie tylko w Szwecji, lecz także m.in. we Francji. Projektował m.in. pomnik katyński w Sztokholmie. Był człowiekiem wszechstronnie uzdolnionym, świetnie radzącym sobie w Szwecji, a jednocześnie stale myślącym o Polsce i polskich sprawach. Żonaty z Estonką ma córkę – Polkę studiującą obecnie w Warszawie. Wysoko cenił Szwedów nie tylko za jasne reguły życia wprowadzone i obowiązujące w prawie stanowionym, lecz także za patriotyzm, którego symbolem jest obecna w wielu wolnostojących domach szwedzka flaga. Starannie składana wieczorem, rano ceremonialnie – choć nikt nie widzi – wciągana na maszt.
Należał do pokolenia, którego losy potoczyły się różnie. On sam, decydując się na pobyt poza ojczyzną, zdał sobie sprawę z ciągłości historycznej, w którą winien się wpisać: emigracyjną, nie z pokoleniem 1968, ale z lat II wojny światowej i walki o Niepodległą. Wszedł zatem jako ukształtowany patriota do instytucji zakładanych przez jego poprzedników: Romana Kobę, Norberta Żabę i właśnie Bożysława Kurowskiego, o którym piszę w niniejszym numerze „wSieci Historii”. Każdy z nich zasługuje dziś na przypomnienie – może szczególnie Norbert Żaba, przedwojenny polski dyplomata, w latach II wojny światowej pracownik poselstwa rządu RP na uchodźstwie w Helsinkach i w Sztokholmie. Po wojnie pozostał w Szwecji i był prezesem tamtejszego oddziału Zjednoczenia Polskiego, największej polskiej organizacji zrzeszającej powojenną emigrację niepodległościową. Michał Bieniasz, działacz polonijny wspierający ludzi „Solidarności”, przejął sztandar walki o wolność od pokolenia pamiętającego II RP. Czy dzisiejsze pokolenia Polonii zdają sobie sprawę z dziedzictwa pozostawionego w ich nowych ojczyznach przez polskich niepodległościowców? O to dziedzictwo dziś wypada zadbać.
Jan Żaryn
Vivat Carolus Gustavus Rex!
Janusz Radziwiłł uchodzi za jednego z największych zdrajców w historii Polski przedrozbiorowej. Czy rzeczywiście zasłużył na tak wielkie potępienie? – na łamach najnowszego numeru „wSieci Historii” pisze Jakub Witczak.
Czy mogliśmy uniknąć wojen ze Szwecją
Rzeczpospolita w drugiej połowie XVI w. osiągnęła bodaj apogeum swojej potęgi. Unia lubelska utworzyła w 1569 r. rozległe państwo o dużym potencjale demograficznym – a więc i militarnym – z dobrze rozwijającą się gospodarką – na łamach najnowszego numeru „wSieci Historii” pisze Dariusz Milewski.
Bitwa pod Rokitną 13 czerwca 1915 r.
Pamięć o ułańskiej szarży została uwieczniona w nieśmiertelnej piosence „Czerwone maki pod Monte Cassino ” w drugiej zwrotce : „Runęli przez ogień straceńcy! / Niejeden z nich dostał i padł… / Jak ci z Somosierry szaleńcy! / Jak ci spod Rokitny sprzed lat !” – na łamach najnowszego numeru „wSieci Historii” pisze Krzysztof Jabłonka.
Kiedy Polska była Paragwajem
Ambasador Aleksander Ładoś i Grup a Berneńska na pomoc Żydom w okupowanej Europie. Polscy dyplomaci z Berna i ich żydowscy współpracownicy stworzyli w czasie Zagłady system fałszowania dokumentów państw latynoamerykańskich. Paszporty pozwalały Żydom w okupowanej Europie udawać cudzoziemców i uratowały parę tysięcy ludzi od wywózek do obozów śmierci. Ponad tysiąc paszportów podrobił jeden człowiek – polski konsul w Bernie , Konstanty Rokicki – na łamach najnowszego wydania miesięcznika „wSieci Historii” pisze ambasador RP w Szwajcarii Jakub Kumoch.
Wilno w życiu Witolda Pileckiego
W jakim stopniu Witolda Pileckiego ukształtowała Wileńszczyzna? Miary symbolu nabiera scena z Auschwitz : „Pan z transportu warszawskiego? – usłyszał Pilecki. – Tak, z samej Warszawy przyjechałem do Oświęcimia. – Po akcencie mowy jednak wnioskuję, że nie jest pan urodzonym warszawiakiem? – O nie. Rodzinną moją ziemią jest Wileńszczyzna” – na łamach najnowszego numeru „wSieci Historii” pisze Krzysztof Tracki.