Nie lekceważyłbym, bo tego rodzaju narracja może być w najbliższej przyszłościskuteczna. Kazimierz Marcinkiewicz powiedział w dzisiejszej „GW”, że „Kopacz musi wyjść z butów Tuska”, co miałoby oznaczać „koniec wojny PO - PiS. (…) Jeśli Kopacz przestanie uprawiać politykę w odniesieniu do Kaczyńskiego, zacznie pokazywać wspólnotowość, że razem, w zgodzie można zrobić więcej, to zaskarbi sobie sympatię Polaków”. A to dlatego, że wojną polsko-polską ludzie już „są zmęczeni, to podzieliło rodziny, znajomych…”.
Marcinkiewicz ma wiele racji. Jest faktem, że szczyt emocjonalnego napięcia, związanego z tą wojną minął, i fala opada w dół. Nie trzeba być Marcinkiewiczem, uciekinierem z obozu PiS, żeby to dostrzegać – bardzo podobną intuicją co do nastrojów społecznych i ich dynamiki podzielił się ze mną na kilka dni przed swoją śmiercią śp.Zbigniew Romaszewski.
Dlatego granie nie – jak dotąd - na jawnym i demonstracyjnie zaostrzanym konflikcie, tylko na manifestowaniu chęci leczenia ran i zgody, może w coraz większym stopniu odpowiadać większości Polaków. Tym bardziej, że dodatkowo nastrojom narodowej jedności sprzyja w sposób oczywisty nasuwający się nad naszą część kontynentu cień Władimira Putina. A w dodatku w zagrywce pani premier jest jeszcze jeden element. Osobista silna niechęć Kaczyńskiego do Tuska, podobnie jak Tuska do Kaczyńskiego, jest oczywiście faktem. Ale to emocjonalne napięcie jest jednak elementem czegoś znacznie szerszego – czyli fundamentalnej (i nieredukowalnej do personalnych ansów, jakkolwiek byłyby intensywne) różnicy programowej między obozem Platformy i obozem PiS, czyli mówiąc hasłowo między formacją establishmentu a formacjąIV Rzeczpospolitej.
Tu opcja na silne państwo narodowe, tam na roztopienie się w europejskim amalgamacie. Tu na „ściągnięcie cugli” (by użyć metafory Jana Rokity z czasów, gdy był jeszcze politykiem PO-PiSowym), tam – na parcelację państwa między rozmaite zawodowe korporacje, lokalne elity i inne jawne i niejawne ośrodki wpływu. Tu (mimo wszelkich ograniczeń) – skłonność do myślenia bardziej w kategoriach interesu zwykłego Polaka, niż członka elity. Tam – odwrotnie. Choć nawiasem mówiąc ma oczywistą rację Piotr Zaremba pisząc, że PO coraz wyraźniej odchodzi od linii partii konsekwentnie liberalnej.
Jednak moim zdaniem integralny związek Platformy z polskim establishmentem uniemożliwia jej porzucenie roli strażniczki interesów tegoż establishmentu. Wreszcie – oczywisty antagonizm kulturowego tradycjonalizmu i radykalizującego się, liberalnego progresizmu. To wszystko pozostałoby, nawet gdyby pp.Kaczyński i Tusk osobiście zapałali do siebie szczerą sympatią. Zaś zredukowanie tego konfliktu do rozmiarów personalnej dintojry (i to, oczywiście, zawinionej wyłącznie przez Kaczyńskiego….) w oczywisty sposób gra na korzyść rządzących. Choćby dlatego, że pozwala każdy przejaw sprzeciwu wobec jakiegokolwiek posunięcia władz zakwalifikować propagandowo jako motywowany tenże dintojrą.
Dziś w Sejmie Jarosław Kaczyński zareagował bardzo przytomnie. Natychmiast uścisnął rękę Tuska, pogratulował mu wyboru do Rady Europejskiej. Nie dał się wpisać w narrację o polityku, powodowanym personalną nienawiścią. Ale w ślad za tym powinny nastąpić jakieś bardziej strategiczne przemyślenia na temat, jak poradzić sobie z nową linią platformerskiej propagandy. Bo ta nowa linia, jeśli nie ograniczy się do jednorazowego sejmowego ekscesu pani premier, może okazać się efektywna.