Nauki Justyny dla ministra Sikorskiego
Justyna Kowalczyk, nasza najlepsza w historii narciarka, odmówiła startu w Tour de Ski, prestiżowej europejskiej imprezie, w której zresztą w poprzednich latach cztery razy zwyciężała. Odmówiła słusznie, bo wprowadzono tam zmiany, wypaczające rywalizację sportową. Sęk w tym, że pani Justyny nikt nie wsparł poza kibicami.
A przecież Polska ma w biegach istotne atuty: Justynę Kowalczyk właśnie i 40 procent udziału w widowni telewizyjnej. To dużo. Kowalczyk wprowadza do biegów niespodziankę i walkę, czyni z konkurencji nudnej i prawie wyłącznie norweskiej spektakl ciekawy i międzynarodowy. Wynikająca z tego duża widownia telewizyjna przyciąga do biegów narciarskich pieniądze.
Głos Polski zatem powinien być słyszalny i ważny dla organizatorów biegów narciarskich. A okazało się, że nie jest. Nasz związek narciarski ani pisnął pod adresem międzynarodowej federacji. Telewizja publiczna też nie podjęła żadnych działań. Dlaczego? Nie chcę zgadywać, choć parę odpowiedzi by się tu nasuwało. Może są słabi, może nie wierzą w siebie, a może mają inne niż polski sport interesy?
A co mogli zrobić? Związek narciarski mógł – i powinien – zaprotestować, ale, co ważniejsze, gadać w ważnych międzynarodowych gabinetach, tłumacząc, że wypchnięcie Kowalczyk to strzał w stopę dla biegów, bo odpadnięcie polskiej widowni oznacza zrobienie z tego sportu niszowego. A to powoduje odpływ pieniędzy. Taką argumentację mogłaby wesprzeć polska telewizja publiczna - i zrezygnować z transmisji z Tour de Ski. Ciekawe, co by na to powiedzieli sponsorzy tej imprezy? No, mniejsza o te epitety, ważne, że padłyby one pod adresem nie Kowalczyk i Polaków, ale organizatorów, którzy tak pochopnie – i nie pytając nikogo o zdanie - wypaczyli warunki rywalizacji sportowej.
Podobnie dzieje się nieraz w Brukseli. Mało kto tam pyta Polskę o zdanie. Może dlatego, że Sikorski nie Kowalczyk i o nasze nie walczy? A mógłby przecież wziąć z pani Justyny przykład. Polska atuty ma poważne, jest sporym, pracowitym narodem na dorobku w środku Europy. Żeby tak jeszcze Polska doczekała się poważnego ministra spraw zagranicznych! Ech, te marzenia u progu Nowego Roku…
Krzysztof Czabański