Nadepnąłem kłamcom na odcisk
Dziennikarze powinni zajmować się zdobywaniem informacji, a nie ich fabrykowaniem i niszczeniem ludzi. W Polsce przybiera to charakter patologiczny - mówi w obszernym wywiadzie dla tygodnika „wSieci” prof. Chris Cieszewski z University Of Georgia.
Naukowiec, który na podstawie drobiazgowej analizy zdjęć satelitarnych stwierdził, że smoleńska brzoza, o którą – według oficjalnej wersji – miał zahaczyć TU-154M nie została złamana 10 kwietnia 2010 r., ale co najmniej pięć dni wcześniej.
Najwyraźniej niektórym mediom nad Wisłą nie zależy na informowaniu, lecz manipulowaniu społeczeństwem. Nigdzie na świecie z tak drastycznym wypaczeniem roli mediów się nie spotkałem. Mogę mówić wręcz o socjopatii
- gorzko konstatuje ekspert, który zamiast z rzeczowym podejściem do swoich badań spotkał się w Polsce z medialną propagandą.
W rozmowie z Markiem Pyzą opowiada o tym, jak jego uczelnię zaatakowano lawiną oszczerstw:
Wytworzyła się spora zawierucha, bo moi przełożeni nigdy się z czymś takim nie spotkali. Po powrocie będę musiał po kolei dementować różne dezinformacje i tłumaczyć zachowania, które Amerykanom trudno będzie zrozumieć. Oni nie są na to przygotowani. To inna kultura. Takie zachowania przenoszą się na opinie o Polsce. Wzmacniają wymowę tzw. polish jokes, w których przedstawia się Polaków jako półidiotów nieumiejących wkręcić żarówki, gdy jest ich mniej niż pięciu. To uwłacza każdemu Polakowi na świecie. Osobiście jest mi po prostu bardzo przykro, że istnieją tacy ludzie i takie organizacje, które dla swoich celów nie wahają się zbezcześcić opinii o własnym kraju. Tego nigdy w Polsce nie było, nawet za komuny. To musi być, i mówię to jako osoba prywatna, jakaś nowa generacja moralnego brudu.
Zapytany, czy po nagonce medialnej nie ma ochoty zostawić sprawy smoleńskiej, odpowiada:
Tak – jako pracownik UGA, ale nie jako prywatna osoba. Gdybym teraz miał to rzucić, w pewnym sensie wynagradzałbym nieuczciwość, a więc sam byłbym nieuczciwy; jakbym widząc gwałt na ulicy, nic nie zrobił, bo bałbym się ubrudzić garnitur. Będę jednak występował jako osoba prywatna, a nie profesor z konkretnego uniwersytetu. Nie chcę szkodzić uczelni i mieć udziału w przynoszeniu złej sławy Polakom. Choć szkoda, jaką już wyrządzono opinii o Polakach jest nie do naprawienia.
O reakcji zespołu Laska na jego referat:
Pan Lasek wypowiadał się podobno o moich badaniach biorąc za „ekspertyzę” materiał anonimowego blogera. Myślałem, że każdy będzie tymi badaniami zainteresowany i wspólnie je popchniemy w jedną czy drugą stronę. Zamiast tego widzę dookoła wściekłe ataki. Jakbym nadepnął na odcisk ludziom próbującym coś ukryć.
I dlaczego nie zgodziłby się zostać biegłym w śledztwie prokuratury wojskowej:
Na początku bardzo chciałem współpracować z każdym. Jednak dziś wobec wrogości i kłamstw, ochota już mi przeszła. Mam też zastrzeżenia do funkcjonowania prokuratury, nie ufam jej. To, co śledczy zrobili ostatnio, uczestnicząc w prowokacji „Wyborczej”, aby publicznie szkalować wybitnych naukowców, prof. Biniendę i innych, jest nie tylko nieetyczne, ale wręcz sugeruje działanie na szkodę śledztwa. Wygląda na to, że prokuratura nie jest zainteresowana żadnym dochodzeniem i chce za wszelką cenę bronić przygotowanej dla niej wcześniej wersji. Co gorsza, popełnia występki przeciwko tym, którzy te próby podejmują. To gorsze niż to, co pamiętam z czasów PRL-u. Wtedy przynajmniej od czasu do czasu kogoś na pokaz wyrzucano za nadużycia. Dziś wszystko spływa jak woda po kaczce.
Cała rozmowa znajduje się w najnowszym wydaniu tygodnika "wSieci".