Moje starcie z ministrem Szczurkiem
Wczoraj odbyło się II czytanie projektu ustawy budżetowej na 2014 rok i po raz pierwszy od chwili powołania go do rządu Donalda Tuska, pojawił się w Sejmie nowy minister finansów Mateusz Szczurek.
Minister wysłuchał wystąpień posłów w imieniu klubów parlamentarnych, poprosił marszałka Sejmu o możliwość zabrania głosu i „wchodząc w buty” swojego poprzednika Jana Vincenta Rostowskiego, zaatakował opozycję, że nie potrafi docenić najwyższego w Europie polskiego wzrostu PKB w ostatnich 6 latach, a także że ciągle mówi o wysokim bezrobociu w sytuacji kiedy za jej rządów było ono jeszcze wyższe.
Minister Szczurek miał na myśli ponad 18% skumulowany wzrost PKB w latach 2008-2013 i obecną stopę bezrobocia wynosząca ponad 13% podczas gdy w roku 2004-2005 wynosiło ono ponad 20%.
2. Zabierając głos w tej debacie, zwróciłem uwagę ministrowi, że niepotrzebnie w jego wystąpieniu argumenty polityczne wyparły te merytoryczne i że nie przystoi to człowiekowi, którego premier Tusk przedstawia jako eksperta i nadzieję polskiej ekonomii.
Przypomniałem, że jeżeli minister mówi o wysoki wzroście PKB w Polsce w ostatnich 6 latach, to powinien też wiedzieć, że zwykli ludzie nie odczuwają tego wzrostu w swych kieszeniach, bo tak naprawdę dla nich ważne jest nie to ile w naszym kraju wytwarzamy ale to ile dzielimy między obywateli.
Kategorią ekonomiczną, której dotyczy podział nie jest osławione PKB (Produkt Krajowy Brutto) ale PNB (czyli Produkt Narodowy Brutto), a ten w Polsce jest wyraźnie niższy szczególnie w ostatnich latach.
Na przykład w roku 2012 PNB było niższe aż o 70 mld zł od PKB bo takie było saldo tego co do Polski napłynęło (w postaci inwestycji zagranicznych, środków z budżetu UE, transferów od naszych rodaków pracujących za granicą), a tym co z naszego kraju wypłynęło w (postaci transferu zysków, dywidend, środków ze sprzedaży wcześniej nabytego majątku czy papierów wartościowych).
W latach 2000-2012 ta różnica pomiędzy wytworzonym w Polsce PKB, a podzielonym między Polaków PNB wyniosła około 500 mld zł i to dopiero pokazuje skalę drenażu naszej gospodarki i naszych finansów przez zagranicę.
Konsekwencją takich właśnie przepływów jest sytuacja, że Polska jako niezamożny kraj dostarcza Europie kapitału zamiast być jego beneficjentem.
3. Drugi obszar starcia to polskie bezrobocie. Minister Szczurek podkreślał, że stopa bezrobocia wynosząca na koniec listopada 13,2% jest wyraźnie niższa od tej z lat 2004-2005, wynoszącej blisko 20%.
Minister jednak zapomniał, że do bezrobocia rejestrowanego, które w liczbach bezwzględnych wynosi obecnie w Polsce ponad 2,1 mln osób, trzeba dodać blisko 2,2 mln osób, które już na stałe zostały wypchnięte za granicę właśnie w poszukiwaniu pracy i gdyby zsumować te dwie liczby to stopa bezrobocia wynosiłaby w naszym kraju blisko 30%, a więc byłaby wyraźnie wyższa niż ta występująca w Grecji, Hiszpanii czy Portugalii.
W związku z tym rządzący nie powinni koncentrować się na stopie bezrobocia ale raczej na wzroście ilości miejsc pracy w polskiej gospodarce bo tylko to może dać jakieś nadzieje młodemu pokoleniu w naszym kraju.
4. Ale mówiłem także o wpędzeniu przez rząd Donalda Tuska polskiej gospodarki w pułapkę niskiego wzrostu PKB a w konsekwencji także o „dziwnym” załamaniu się dochodów podatkowych pomiędzy rokiem 2012, a rokiem 2014, mimo tego że realny wzrost PKB w ciągu tych 2 lat ma wynieść 4%, a nominalnie nawet 8%.
Wykonanie wpływów z VAT w roku 2012 wyniosło 120 mld zł, w 2013 ma wynieść zaledwie 113 mld zł, a w 2014 115,7 mld zł, akcyzy (mimo corocznej podwyżki jej stawek) odpowiednio: 60,5 mld zł, 59,8 mld zł, 62 mld zł, CIT-u odpowiednio: 25,1 mld zł, 22 mld zł i 23,2 mld zł, wreszcie PIT-u odpowiednio: 39,8 mld zł, 40,9 mld zł, 43,7 mld zł.
Wygląda więc na to, że tylko wpływy z PIT-u, mają lekko rosnąć, natomiast wpływy z pozostałych podatków mimo wspomnianego wysokiego nominalnego wzrostu gospodarczego, wyraźnie maleją.
5. W drugim wyjściu na sejmową trybunę minister Szczurek był już zdecydowanie mniej polityczny, a bardziej merytoryczny i sprawiał wrażenie przejętego przytoczonymi danymi dotyczącymi malejących wpływów podatkowych mimo wzrostu gospodarczego.
Za dużo po nowym ministrze sobie nie obiecuję (wszak na to stanowisko został namaszczony przez ustępującego ministra Rostowskiego) ale być może jest większa niż do tej pory szansa aby przynajmniej merytorycznie podyskutować o tym co należy zrobić w przyszłości w polskich finansach publicznych.
Zbigniew Kuźmiuk