Lewica apeluje
Lewica w ogóle uwielbia apelować, jednak ten apel do prezydenta RP jest zaiste niezwykły:
11 listopada Prezydent RP, Bronisław Komorowski poprowadzi marsz „Razem dla Niepodległej”. Głowa państwa wraz zaproszonymi gośćmi ma złożyć kwiaty pod pomnikami ojców niepodległości m.in. Wojciecha Korfantego, Romana Dmowskiego i Wincentego Witosa. W programie znalazł się również przystanek pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego – z jednej strony przywódcy państwa polskiego, walczącego o niepodległość, z drugiej wychowawcy elit sanacyjnych, które przez wiele lat, szczególnie po śmierci marszałka, ale pod wpływem jego idei i instrukcji, realizowały kurs zbliżenia z hitlerowskimi Niemcami. To za rządów marszałka i z jego przyzwoleniem powstał obóz w Berezie Kartuskiej, stworzony dla przetrzymywania politycznych przeciwników, zwłaszcza polskich socjalistów i komunistów, w warunkachprzypominających niemieckie obozy koncentracyjne i urągających ludzkiej godności. To polityczni i duchowi dziedzice Piłsudskiego zapraszali do Polski na polowania Hermanna Göringa. To wspólnie z hitlerowskimi Niemcami sanacyjna Polska dokonała de facto rozbioru Czechosłowacji. Bliskości ideowej Piłsudskiego i twórcy zbrodniczego nazizmu niech dowodzi fakt, że po śmierci marszałka na poświęconej mu mszy żałobnej w Berlinie pojawił się sam Adolf Hitler. Dlatego apelujemy o ominięcie w tym roku przystanku przy pomniku Józefa Piłsudskiego.
Absurd, prawda? Lewica – zwłaszcza ta spod znaku Muszelki Kiełbasy, Krzyśka Bęgowskiego, walki o zastąpienie samochodów rowerami czy prawa dla par homoseksualnych do adopcji dzieci, a zatem ta prawdziwie postępowa – jest durna w zasadzie z definicji. Czasami jednak zdarza jej się popełnić coś nie tylko wyjątkowo głupiego, ale w dodatku zwyczajnie parszywego i niegodnego. I taki właśnie byłby ten list, gdyby powstał.
No dobrze, ten akurat nie powstał, powstał nieco inny, skierowany do Bronisława Komorowskiego, który warto zacytować w całości:
Panie Prezydencie, proszę nie składać kwiatów pod pomnikiem Romana Dmowskiego.
11 listopada Prezydent RP, Bronisław Komorowski poprowadzi marsz „Razem dla Niepodległej”. Głowa państwa wraz zaproszonymi gośćmi ma złożyć kwiaty pod pomnikami ojców niepodległości m.in. Wojciecha Korfantego, Józefa Piłsudskiego i Wincentego Witosa. W programie znalazł się również przystanek pod pomnikiem Romana Dmowskiego – z jednej strony uczestnika Konferencji Wersalskiej, z drugiej zajadłego antysemity, inspiratora ataków na robotników walczących z caratem w rewolucji 1905 roku, polityka jawnie zafascynowanego faszyzmem niemieckim i włoskim. W XXI wieku Państwo Polskie, będące członkiem Unii Europejskiej i Rady Europy, historycznie niezwykle silnie doświadczone skutkami ksenofobicznych ideologii nie może promować postaci takich jak Roman Dmowski. Dziś ideowe dzieci Romana Dmowskiego atakują squaty, dokonują pobić imigrantów i homoseksualistów, odwołują się do tradycji przedwojennego antysemityzmu.
Upamiętnienie Romana Dmowskiego w tym dniu mogłoby tworzyć wrażenie, że Prezydent RP uznaje tradycje Endecji jako równoprawną w przestrzeni publicznej. A za taką uznana być nie może i nie powinna: zalicza się do niej getto ławkowe i numerus clausus, ataki na sklepy żydowskie, pobicia i okaleczenia studentów pochodzenia żydowskiego, kampanie nienawiści rozpętywane przez prasę, popieranie działań Hitlera wyrażane przez takich ideologów narodowej demokracji jak chociażby Jędrzej Giertych, którego wnuk i spadkobierca w ubiegłym roku towarzyszył Panu Prezydentowi w obchodach Dnia Niepodległości.
Autorzy listu uznają tradycję endecką za niegodną traktowania na równi z innymi tradycjami politycznymi. Nie wspominają niestety, czy za godną równorzędnego traktowania uznają choćby tradycję Komunistycznej Partii Polski, a szkoda. Dobrze byłoby mieć w tej sprawie jasność.
Pod apelem podpisało się wiele wybitnych postaci życia publicznego, takich jak: Jaś Kapela (ten, który podczas Marszu Szmat szedł ucharakteryzowany na szmatę właśnie; autor skrajnie pretensjonalnych felietoników), Jacek Poniedziałek (dyżurny pederasta wśród aktorów, goszczący średnio co miesiąc w magazynowych dodatkach Giewu) czy Agnieszka Grzybek (przewodnicząca skrajnie lewackiej Partii Zielonych).
Trzeba przyznać, że konieczna jest wyjątkowa bezczelność, aby w ten sposób odnosić się do dorobku jednego z największych polskich myślicieli politycznych i mężów stanu, samemu hołubiąc postaci w rodzaju majora profesora Baumana, gen. Jaruzelskiego i odwołując się do najbardziej zbrodniczej ideologii w dziejach świata.
List jest całkowicie ahistoryczny, tak jak całkowicie ahistoryczne są ataki na Dmowskiego za jego antysemityzm, który wcale nie był „zajadły”, w szczególności w porównaniu z tym, co prezentowali naziści. Rozważania Dmowskiego o roli Żydów w życiu społecznym mieściły się w europejskiej średniej i opisywały rzeczywisty stan rzeczy (dominację osób pochodzenia żydowskiego w wielu sferach usług igospodarki), który budził wówczas ogromne społeczne emocje. Chyba że autorzy i sygnatariusze listu wiedzę o Dmowskim mają równie głęboką co Jakub Wojewódzki, który swego czasu w jednym z wywiadów wyznał, iż w „Myślach nowoczesnego Polaka” (publikacja w roku (pierwsza publikacja w formie książkowej w roku 1903) twórca Narodowej Demokracji wychwalał Hitlera (urodzonego w roku 1889). Z czasem zresztą wpływ Dmowskiego na działania endecji jako formacji politycznej malał, a w najgorszym okresie, w czasie rządów pułkowników, był już faktycznie niezbyt duży.
Atak na Dmowskiego, przypuszczany przez dzisiejsze lewactwo, ma równie wielki sens, co apelowanie do prezydenta, żeby nie składał kwiatów pod pomnikiem marszałka Piłsudskiego – z jednej strony przywódcy polskiej walki o niepodległość, ale z drugiej przecież bandyty i złodzieja, prowodyra ataku na rosyjski pociąg pocztowy pod Bezdanami i najprawdopodobniej przynajmniej przez jakiś czas współpracownika japońskiego wywiadu. Gdyby za kryterium tego, pod czyim pomnikiem wolno, a pod czyim nie wolno składać kwiatów wziąć zbliżenie z hitlerowskimi Niemcami, to autorzy listu powinni raczej stworzyć taki list, jaki umieściłem na początku tekstu.
Pomińmy milczeniem największe głupoty z apelu, takie jak stwierdzenie, że „ideowe dzieci Dmowskiego atakują dziś squaty”. Squat, czyli nielegalnie zajęty przez lewactwo pustostan, jest, jak wiadomo, dla lewaków miejscem świętym, a przy okazji pozwala czynnie sprzeciwić się prawu własności i prawu w ogóle. Apel jest oczywiście głupi i podły, ale nie powstał bez powodu. Jeśli ktoś bowiem historycznie stoi lewicy kością w gardle, to właśnie Dmowski – nie Piłsudski. Lewacki apel do Bronisława Komorowskiego jest umieszczony na Facebooku, warto więc zerknąć na toczące się pod nim dyskusje. Jego obrońcy sięgają wyżyn dialektyki, aby uzasadnić, dlaczego atakują akurat Dmowskiego, a nie Piłsudskiego.
Ten ostatni wywodził się jednak z ruchu socjalistycznego, przede wszystkim jednak jego dziedzictwo nie jest dziś politycznie żywe, a więc lewicy w zasadzie nie zagraża. Nie ma obecnie w Polsce siły politycznej, która odwoływałaby się wprost do sposobu myślenia Piłsudskiego o państwie i polityce, bo też – w przeciwieństwie do swojego wielkiego rywala – marszałek żadnej takiej usystematyzowanej myśli politycznej nam nie pozostawił. Był w znacznie większym stopniu praktykiem niż teoretykiem, podczas gdy Dmowski, działając, stworzył zarazem teoretyczne podstawy tego działania. Dlatego do Dmowskiego nie tylko da się dzisiaj odwoływać, ale też są całkiem realne siły, które to robią, nawet jeśli z jego myśli wybierają sobie tylko niektóre fragmenty. I dlatego też Dmowski jest przez polską lewicę szczególnie znienawidzony.
Poza tym – czy lewactwo jest w stanie tolerować pamięć o człowieku, który poderwał zwykłych Polaków do działania, mówiąc im: „Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie”?
Łukasz Warzecha