Kto wypatruje czołgów Putina?
Propagandowa wojna putinowskich służb nie polega jedynie na wypuszczaniu anonimowych „trolli” na internetowe fora dużych portali. Niemniej istotna jest ich działalność na portalach społecznościowych osób wypowiadających się pod nazwiskiem i ze zdjęciem.
Natężenie ich działalności jest widoczne z każdym dniem przybliżającym Rosję do wojny z krajami zachodu. Nie ma już dnia by moje posty na Facebooku dotyczące wojny Rosji z Ukrainą nie były odpowiednio komentowana przez wirtualnych „znajomych”, którzy bez żadnych niedomówień pieją z zachwytu nad Władimirem Putinem. Czy mamy do czynienia wyłącznie z pożytecznymi idiotami, będącymi odpowiednikami Gerarda Depardieu i Stevena Seagala?
Komentarze te nie pochodzą od osób mających sentyment do ZSRR, a od młodych ludzi z odłamu polskiej prawicy. Oficjalnie te środowiska przekonują, że Władimir Putin, pompowany poparciem przez prawosławnych popów jest gwarantem walki ze „zgniłym liberalizmem” zachodu. Entuzjastycznie są więc odbierane w polskich środowiskach narodowych czy faszystowskich, które wprost nawołują do obalenia demokracji, prześladowania homoseksualistów czy „ciapatych” Czeczenów przez reżim Putina. I choć skrajnie infantylne jest kupowanie „przemiany” komunisty z KGB, którego rządy nie opierają się na żadnej ideologii, co powoduje, iż musi on skupić naród wokół jakiś „wartości”, to ma ono miejsce. M.in. stąd można wytłumaczyć bezmyślne nazywanie Putina „katechonem”, które wszczepiają swoim wyznawcom po skrajnej prawej stronie ludzie z tytułami profesora.
Nie będę się dłużej rozwodził nad ideologicznymi podstawami tej postawy. Błyskotliwie na czynniki pierwsze rozebrał je kilka miesięcy temu Jan Polkowski na łamach wSieci.
Putin, ten rozwiedziony niewysoki mężczyzna o nieruchomej azjatyckiej twarzy, wnuk kucharza Rasputina, Lenina i Stalina (…) wzbudza zachwyt zepchniętych na margines w swoich krajach konserwatystów wygłaszając przemówienia pełne pochwał tradycyjnego systemu wartości, protestów przeciwko rewizji norm moralnych oraz oświadczeń, że Rosja nie akceptuje nihilistycznego zrównania dobra ze złem. Niebawem namaszczony na świętego obrońcę tradycji w skali świata, bożego pomazańca i jedynego spadkobiercę Rzymu i Konstantynopola będzie próbował stać się jego pansłowiańskim, pan chrześcijańskim i pankonserwatywnym prorokiem, przywódcą i sędzią. Zanim ten mit się przewróci i pożyteczni idioci poparzą sobie palce i sumienia powstanie sporo zamieszania i, jak zwykle w rosyjskich scenariuszach, poleje się niewinna krew. Bez względu bowiem na epokę zza carskich wrót, bobrowych papach Biura Politycznego i deklaracji obrony tradycyjnej rodziny wystają druty Kołymy, piwnice Katynia i duch Opryczniny. Święta zasada carsko-stalinowskiej Opryczniny to nie tylko absolutna dowolność w dysponowaniu życiem i majątkiem obywateli (także bojara, sekretarza KC i oligarchy) ale dowolna interpretacja historii, sensu kultury i ram prawa.
— zauważył polski pisarz. Polkowski dotknął ważnej kwestii, na którą niewielu dziś zwraca uwagę. Kluczem do zrozumienia zaprzedania duszy Putinowi przez część polskiej prawicy nie jest tylko nienawiść do demokracji, pluralizmu czy wolności słowa. Oczywiście masturbujący się własnymi intelektualnymi wypocinami na niszowych portalach pryszczaci chłopcy bawiący się w falangistów są na tyle pogubieni i zakompleksieni, że szukają silnej ręki jakiego wodza. Co jednak powiedzieć o poważnych naukowcach, autorach świetnych prac historycznych i wielu błyskotliwych tez z zakresu geopolityki? Wydaje się, że odpowiedzi trzeba szukać w marginalizacji tych środowisk, o której pisze Polkowski.
Za wyjątkiem Janusza Korwin-Mikkego, który również jest zanurzony w proputinowską narrację dotyczącą wojny Rosji z Ukrainą, żaden ze znanych w tym środowisku autorytetów nie odniósł najmniejszego sukcesu politycznego. O ile nie podejrzewamJKM o agenturalność, a raczej celebrycką chęć błyszczenia na tle spójnego stanowiska polskich polityków wobec Putina, to w przypadku wielu innych znanych nazwisk na skrajnej ścianie prawicy już nie mam wątpliwości jakie są ich pobudki. Nie mający szansy na najmniejszy sukces polityczny, taplający się we własnym sosie niskonakładowej prasy i nieznaczących portalików internetowych, ale przekonani o słuszności swoich poglądów, muszą czuć niebywała frustrację. Niemal jak komuniści przed wojną, których odrzucali nierozumiejący konieczności walki z burżuazją Polacy. Nie jest chyba tajemnicą, że gdyby nie inwazja Sowietów na nasz kraj komuniści ci nigdy by w Polsce władzy nie przejęli. Tak jak nigdy sukcesu nie odniosą polscy dzisiejsza polska skrajna prawica. Chyba, że na ulicach pojawią się rosyjskie czołgi.
Jak jednak zracjonalizować poparcie dla Rosjan, skoro nie ma w Polsce rosyjskojęzycznej mniejszości do obrony? Może właśnie wyzwoleniem Polski od „liberalizmu, żydostwa wspieranego swego czasu przez farbowanego prawicowa Lecha Kaczyńskiego, ‘pedalskiej’ Unii”? Czy uratowanie Polaków przed anglosaskim libertynizmem nie jest od dawna celem zapatrzonych jak w obrazek Władimira Putina przebranych w brunatne mundurki polskich faszystów? Czy nie po to zaślepieni nienawiścią młodzi ludzie są cynicznie prowadzeni przez sfrustrowanych profesorów-konserwatystów, których nikt w polskiej polityce poważnie nie traktuje? Czy w końcu wcale nie wykluczona III wojna światowa i okupacja Polski przez Sowietów nie będzie wymagała namiestników Kremla w Polsce? Może nie przez przypadek komunistyczny generał Wojciech Jaruzelski był tak lubiany w pewnych środowiskach po prawej stronie? Mam nadzieję, że się mylę, i poparcie dla Władimira Putina wynika z zaślepienia równego lewakom, którzy zwalczali Ronalda Reagana i wychwalali Związek Radziecki. Mam nadzieję, że mamy do czynienia jedynie z pożytecznymi idiotami, a nie ludźmi z utęsknieniem czekającymi na rosyjskie czołgi.
Łukasz Adamski