Kreml podnosi sztandar konserwatyzmu
"Kreml podnosi sztandar konserwatyzmu" - pisze na łamach najnowszego wydania tygodnika "wSieci" (właśnie w kioskach) Piotr Skwieciński. Publicysta podsumowuje ostatnie posunięcia ideologiczne ekipy Putina, która jeszcze niedawno wierzyła jedynie - także niemal oficjalnie - wyłącznie w siłę i pieniądze:
I tak było do wybuchu politycznego kryzysu, którego początkiem były podfałszowane wybory do Dumy w 2011 r., a w konsekwencji rebelia młodej moskiewskiej inteligencji, manifestacje uliczne, kolejne wybory – tym razem prezydenckie, znów manifestacje, i wreszcie – ścichnięcie protestów. Ten kryzys unaocznił rządzącym Rosją, że – choćby tak naprawdę istotnie nie obchodziło ich nic poza stanem własnych kont – w dłuższej perspektywie bez ideologii sobie nie poradzą.
Bo wyzwanie, z jakim przyszło im się zmierzyć, nosiło stricte ideologiczny charakter. Demonstranci, którzy wylegli na ulice Moskwy i Petersburga, żądali realizacji wartości kojarzonych z Zachodem. A aspirujący do roli ich przywódców liderzy opozycyjnych partii to w ogromnej większości zapadnicy, liberałowie. Skłóceni z sobą, ale zgodni co do tego, że w Rosji w jakimś wariancie powinny zostać wprowadzone zachodnie porządki. W sensie politycznej demokracji, ale i w sensie kulturowym.
Co więcej, spora część aktywistów tej opozycji, przepojona radykalizmem i ideowością, przywodzącymi na myśl radykalizm i ideowość lewicowej opozycji antycarskiej sprzed 1917 r., opowiada się wręcz za tymi zachodnimi porządkami w wersji skrajnej. Można tu przypomnieć sprawę Pussy Riot – dziewczyn z punkowego zespołu, które w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela, najważniejszej świątyni rosyjskiego prawosławia, wdarły się na ołtarz i wykonały tam pełen wulgaryzmów polityczny song. Większość rosyjskiej opozycji w pierwszym odruchu zareagowała na to entuzjastycznie, a aresztowane i skazane (ostatnio zwolnione w ramach olimpijskiej amnestii) „performerki” wylansowano na ikony ruchu wolnościowego…
Można też przypomnieć pogardę, z jaką moskiewskie liberalne elity odniosły się do milionów Rosjan w 2011 r. pielgrzymujących do najświętszej relikwii prawosławia – Pasu Bogurodzicy. A co chyba równie ważne – wszystko to działo się przy akompaniamencie wsparcia Zachodu – zachodnich mediów, organizacji non-profit, rządów i parlamentów.
(...)
Wszystkie te czynniki złożyły się na to, że na Kremlu zapadła decyzja: idziemy w konserwatyzm. I ideę, która da nam amunicję do walki z zachodnią religią praw człowieka, i w ogóle pomoże nam się od Zachodu odróżnić. A może pozwoli zdobyć na tymże Zachodzie sojuszników (rządzące Kremlem elity dobrze pamiętają, jak nieocenioną pomocą byli dla ZSRR zachodni komuniści…)?
Co z tego wynika dla Polski i dla polskich konserwatystów? Odpowiedź w najnowszym wydaniu "wSieci". Polecamy!