Krasnodębski nie chce na prezydenta
Socjolog i europoseł ocenia też, że Platforma może się uratować tylko bez Donalda Tuska.
„Na 99,9 procent nie wystartuję w wyborach” – mówi prof. Zdzisław Krasnodębski portalowi Stefczyk.info. Choć jego nazwisko pojawia się na giełdzie ewentualnych kandydatów Prawa i Sprawiedliwości do rywalizacji w przyszłorocznym starciu z Bronisławem Komorowskim, eurodeputowany zapewnia, że nie ma ambicji ani planów związanych z pałacem przy Krakowskim Przedmieściu.
- Tylko w sytuacji jakiejś bezwzględnej konieczności czy zagrożenia, mógłbym sobie wyobrazić swój start. Lecz takiej sytuacji nie ma. To czysta fantastyka. Jestem przekonany, że Prawo i Sprawiedliwość wystawi bardzo godnego kandydata, którego ja będę wspierał.
Profesor odnosi się też do chwiejącej się Platformy, której próbuje rzucać kolejne koło ratunkowe Roman Giertych. Wielki mecenas zaproponował połączenie wyborów prezydenckich z parlamentarnymi.
- Połączenie tych dwóch elekcji mogłoby poprawić wyniki PO, a jednocześnie bardziej wzmocniłoby pozycję Komorowskiego jako przywódcy platformerskiego obozu – ocenia europoseł PiS. Po co to wszystko? Prof. Krasnodębski analizuje:
- Po pierwsze afera, którą już w gruncie rzeczy zamieciono pod dywan, zignorowano, jednak ciągle oddziałuje. Nie widać co prawda, aby usiłowano choćby dociec, kto dokonywał tych nagrań, lecz już cala sprawa dużo Platformę kosztowała. Widać słabnięcie tej partii, a zwłaszcza premiera i ludzi z nim związanych. On jest już chyba bardzo osamotniony. Coraz częściej pojawia się taka idea, że Platforma może się uratować bez Tuska, tylko w jakiejś nowej formie. I tutaj Komorowski jako ten posiadający urząd i popularność mógłby przy sobie skupić grupę ludzi, którzy taką sanację w PO by przeprowadzili, lub choćby nadali partii nową twarz, zastosowali nowy PR. Na tym ten zabieg polega – teraz ci coraz bardziej krytyczni w PO będą się skupiać wokół pałacu prezydenckiego.