Kościół ma doświadczenie przeciwstawiania się ideologiom, które przedstawiają się jako dziedziny nauki



Przedstawiciele lewicy próbują dziś zbudować fałszywą opozycję, twierdząc, że mamy obecnie do czynienia z konfliktem, w którym po jednej sytuuje się genderyzm jako światła nauka, po drugiej zaś Kościół jako reprezentant uprzedzeń, zacofania i obskurantyzmu. Nie pierwszy to w historii przypadek tego typu.
Gdy w XIX wieku powstawała ideologia rasistowska, opierała się ona głównie na naukach biologicznych. To na ówczesnych uniwersytetach rozpoczęto dyskusje o rasach ludzkich, zapoczątkowano wartościowanie grup ludzi w oparciu o kryteria genetyczne, a także zainaugurowano projekty „ulepszenia” rodzaju ludzkiego przez eliminację lub uniemożliwienie rozmnażania jednostkom „niepełnowartościowym”. Z tego właśnie ruchu umysłowego wyrosła później zbrodnicza praktyka eugeniki. Mity biologizmu, który przedstawiał się jako dziedzina wiedzy naukowej, rozprzestrzeniały się na początku głównie w kręgach akademickich, by z czasem oddziaływać na środowiska polityczne. Niemiecki historyk Joachim Radtkau, który zbadał ów fenomen, pisze, że „ideologiczne jądro nazizmu, fantom uszlachetniania rasy aryjskiej” miało charakter ściśle naukowy, gdyż wiązane było z postępem cywilizacyjnym oraz cieszyło się wysokim uznaniem świata uniwersyteckiego.
Jedyną siłą, która od początku zdecydowanie przeciwstawiała się tym projektom, pozostawał Kościół katolicki. Był z tego powodu atakowany jako wróg nauki i postępu. Zarzucano mu, że nie rozumie dzisiejszego świata, boi się nowoczesności i odrzuca osiągnięcia współczesnej nauki. Historia przyznała jednak rację Kościołowi, który od razu rozpoznał ową pseudonaukę jako utopijną ideologię. Podobnie będzie w przypadku genderyzmu.
Grzegorz Górny