Janecki: Zasoby Andrzeja Dudy
„Pozyskanie przez kandydata Zjednoczonej Prawicy co najmniej 10,5 mln głosów wydaje się całkiem realne” - pisze Stanisław Janecki w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Publicysta „Sieci” w artykule „Zasoby Andrzeja Dudy” pisze o strategii sztabu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, który przekonany jest, że w II turze zbierze głosy wyborców pozostałych kontrkandydatów Andrzeja Dudy. Zdaniem Janeckiego to błędne założenie.
Problemem jest to, że opozycja (przede wszystkim Małgorzata Kidawa-Błońska i PO) zakłada posiadanie w ewentualnej drugiej turze aktywów, których faktycznie może nie mieć. I na odwrót, właściwie automatycznie odbiera Andrzejowi Dudzie głosy, które wcale nie muszą być dla niego niedostępne. Obecny prezydent może mieć zasoby po tej stronie, po której opozycyjni kandydaci ich kompletnie nie dostrzegają, czyli po ich stronie
—tłumaczy Janecki.
Czy manewr podobny do tego z wyborów do Senatu, gdy opozycja wystawiła wspólnych kandydatów, może się udać i w maju?
Analogie między wyborami do Senatu a prezydenckimi są w wielu aspektach nietrafne. Przede wszystkim dlatego, że w wyborach do Senatu każdy z uczestników układu wszyscy kontra Prawo i Sprawiedliwość coś zyskiwał. Dlatego niewystępowanie przeciwko sobie opozycyjnych kandydatów na senatorów w jednomandatowych okręgach wyborczych miało sens – każdemu dawało premię. Oczywiście najwyższą kandydatom Koalicji Obywatelskiej, jednak ostatecznie do Senatu trafili i przedstawiciele lewicy, i PSL, i tzw. niezależni, którzy poza Lidią Staroń i tak deklarowali się jako przyszli uczestnicy koalicji antyPiS. W wyborach prezydenckich właściwie zyska tylko to ugrupowanie, którego kandydat przejdzie do drugiej tury. Dlatego ważniejsze jest to, kto najmniej na tym straci, a nie, kto najwięcej zyska (gra o sumie stałej). Jeśli – jak wszystko wskazuje – do drugiej tury przejdzie Małgorzata Kidawa-Błońska, najmniej stracą zwolennicy Roberta Biedronia (co nie znaczy, że całej lewicy) oraz Szymona Hołowni. Pozostali praktycznie nic nie zyskują, w tym głównie wyborcy Władysława Kosiniaka-Kamysza
—pisze Janecki.
Wbrew deklaracjom kandydatów część sympatyków Władysława Kosiniaka-Kamysza, Krzysztofa Bosaka oraz część wyborców lewicy nie ma żadnego interesu w popieraniu w drugiej turze Małgorzaty Kidawy-Błońskiej
—stwierdza publicysta.
Żeby wygrać wybory prezydenckie w maju br., może być potrzebne ponad 10 mln głosów, zakładając, że frekwencja będzie znacząco wyższa niż w 2015 r., bo taka jest tendencja w kilku ostatnich wyborach. W pierwszej turze w wyborach prezydenckich w 2015 r. do urn poszło 48,96 proc. uprawnionych, w drugiej zaś 55,34 proc. W 2020 r. w pierwszej turze może uczestniczyć nawet 60 proc. uprawnionych, a w drugiej ponad 65 proc., a to oznacza znaczący wzrost liczby głosów potrzebnych do zwycięstwa (w 2015 r. było to nieco ponad 8,6 mln głosów dla zwycięskiego Andrzeja Dudy, Bronisław Komorowski otrzymał trochę ponad 8,1 mln głosów). W wyborach parlamentarnych w 2019 r. Zjednoczona Prawica otrzymała 8,05 mln głosów, ale nie muszą się one pokryć z wynikiem jej kandydata w wyborach prezydenckich. Część tych wyborców może nie pójść głosować, a część nie akceptować kandydata. Mimo to ok. 8 mln głosów z zasobu Zjednoczonej Prawicy i jej kandydata można uznać za realne
—zaznacza.
Cały tekst Stanisław Janeckiego w „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 9 marca, także w formie e-wydania.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.