IPN, czyli taran prawdy
15 lat IPN. Co udało się osiągnąć przez ten czas?
W chwili, gdy IPN zaprzestanie zabiegać o prawdę, kiedy zacznie pisać historię dworską, przestanie być potrzebny
— mówi Dorotą Koczwańska-Kalita w rozmowie z braćmi Karnowskimi na łamach „wSieci”.
Wieloletnia współpracownik Janusza Kurtyki, autorka książki „(Nie)chciane dziecko III RP. Instytut Pamięci Narodowej 2000–2010” mówi o roli IPN.
IPN to dziecko (nie)chciane przez określony moment historyczny. (Nie)chciane, a nawet w pewnych okresach bojkotowane, także przez instytucję państwową, która IPN powołała, czyli przez parlament. Ale przede wszystkim (nie)chciane przez wpływowe i silne środowiska, które nie chciały, aby prawda została upubliczniona. Bo w sprawie IPN chodzi przede wszystkim o prawdę. Instytut został powołany po to, by służyć prawdzie
— czytamy.
15 lat IPN, oczywiście przy współudziale innych środowisk, radykalnie zmieniło postrzeganie Wyklętych i wiele innych obszarów naszej historii. Jeszcze nie wszystko wygląda tak, jak byśmy sobie życzyli, ale już jest dużo lepiej. Wyklęci to pokazują, są właśnie tą nową historią. Historią, która miała być zapomniana. To był temat niezwykle kontrowersyjny, dziś już nie jest. Dziś ci żołnierze są pozytywnym punktem odniesienia
— przekonuje Koczwańska-Kalita.
I dodaje:
Nasuwa się też pytanie, co by było, gdyby IPN zniknął z naszej przestrzeni. Na pewno żylibyśmy w większym zakłamaniu. Ale myślę też, że nie byłoby tej wspaniałej mody na historię. Bo to IPN zapoczątkował tę falę, promując dodatki historyczne w prasie, organizując wystawy, wykłady, dostarczając szkołom bogate materiały i książki
— zaznacza.
Całość wywiadu we „wSieci”, polecamy”.
svl