Ile musieliby rządzić, żeby wreszcie byli zadowoleni?
"Przypadków przemocy wobec dzieci jest coraz więcej" - ogłosił w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Owsiak, rozkładający ostatnio na ulicach misie z zabandażowanymi uszami. Jak tłumaczy, chciałby, aby każdy kto weźmie z chodnika takiego pluszaka, "spojrzał na niego trzysta razy, i wbił sobie do głowy, że nie można bić dzieci". Ogromna większość z nas wie to bez podnoszenia misia z ulicy, ale widać bez upupiania społeczeństwa i sadzania wszystkich na lekko skretyniałej ławie oskarżonych nie umieją działać.
Widzą państwo sami, jak złudne są postępy postępu. Po 24 latach wbijania Polakom do głów, że nie można bić dzieci, po wydaniu zapewne setek milionów na kampanie społeczne, "przypadków przemocy jest coraz więcej". W normalnym kraju wypadałoby więc zadać pytanie: a może kierunek jest zły? Może przemoc wobec dzieci - zawsze godna potępienia - jest wynikiem erozji normalnej rodziny i niszczenia wartości, na których wspólne, zgodne życie ludzi musi się opierać, jeśli ma mieć jakiś głębszy i trwalszy sens? Czy aby promocja egoizmu - tak trafnie skondensowana w owsiakowym "Róbta co chceta" - nie ma szerszych konsekwencji społecznych, także w relacjach niedojrzałych, niewychowanych, skupionych na sobie, nieumiejących sobie radzić rodziców z dziećmi? Innymi słowy, czy Jerzy Owsiak nie powinien po prostu pomyśleć o tym, czy aby na pewno czyni dobro w sferze społecznej?
Owsiak uważa jednak, że przyczyna narastania przemocy wobec dzieci jest inna:
Ludzie czują się bezkarni, bo otoczenie nie chce się mieszać w cudze sprawy. Sąsiedzi boją się zeznań, ciągania po sądach. Przeciętny Kowalski, słysząc przez ścianę wrzeszczącego na dziecko faceta, myśli: nawet jak typa zamkną, zaraz wyjdzie i zemści się. I po co mi to?
I znów - czy na pewno ta rzekoma znieczulica nie rośnie za sprawą prywatyzacji życia, niszczenia niemal każdej realnej (nie animowanej odgórnie) wspólnoty, za sprawą dominacji egoizmu? Czy obojętność społeczna nie jest prostą pochodną atomizacji życia społecznego, na rzecz której pracuje cała popkultura i niemal wszystkie media - sojusznicy Owsiaka? Owsiak może myśleć, że łączy Polaków raz w roku, w czasie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, ale przecież, wiemy - łączy tak, jak łączył pochód pierwszomajowy - tanio i bez głębszych skutków społecznych. Do tego łączy, dzieląc - za sprawą zaangażowań politycznych samego Owsiaka.
WOŚP jest aktywnością zamiast, nie jest ani zapowiedzią, ani kulminacją czegoś więcej.
Owsiak narzeka, że pytają go o wszystko - "w sprawie wycinki lasów, pomysłu przemalowania pałacu kultury na czerwono czy wybudowania obwodnicy Warszawy". Jak jednak podkreśla, nie jest "wizytatorem ani supermenem". Skromnie, trzeba przyznać. Ale ta skromność ma swoje granice, bo gdy idzie o sprawy Kościoła - Owsiak czuje się co najmniej wicepapieżem. Na uwagę, że "wiele mówi się o gender", stwierdza:
Nie mam pojęcia, o co w tym chodzi. Równie dobrze możemy rozmawiać o tym, że zawartość kwasu siarkowego w powietrzu jest bardzo niebezpieczna. Jestem zajęty wieloma sprawami fundacyjnymi i mam wrażenie, że cała ta filozoficzna dyskusja jest jak film z gatunku science-fiction. Radziłbym Kościołowi, by wykorzystał energię na mówienie o bestialstwie ludzi dorosłych wobec dzieci, bo to ważniejsze niż gender. Zresztą temat gender nie zaszczepi się w świadomości Polaków.
Skąd wiesz?
Wielu moich przyjaciół jest katolikami i nie spotkałem się sytuacją, by sprawa gender była przez nich poruszana. Częściej ludzie dyskutują o tym, czy Ukraina będzie prorosyjska czy prozachodnia. W zeszłym roku Kościół poruszał temat eutanazji, przywoływał moją wypowiedź, a mnie ludzie pytali: co to za temat w ogóle? Skąd się bierze przekonanie, że WOŚP chce się zajmować uśmiercaniem? Dziennikarze rozdmuchują temat, a zwykłych obywateli guzik to obchodzi.
W powyższej wypowiedzi uderza nie tylko dość banalna próba oszukania ludzi, i to na kilku poziomach (teza, że gender nie jest sprawą poważną, że właściwie nie istnieje, i że ludzi nie dotyczy - choć jest sprawą arcypoważną i wpłynie na życie każdego z nas; także sugestia, że oswajanie eutanazji przez Owsiaka nie zaowocuje w końcu uśmiercaniem niepotrzebnych starych ludzi). Uderza także nutka znana z dawnych czasów: "zwykłych obywateli guzik to obchodzi". Jak w latach 80.: "Solidarność" walczy z władzą, ale zwykli ludzie, przekonuje DTV, "mają inne troski". Rozumiem, że zdaniem rządzących, wciskających gender do każdej lodówki, nawet w przedszkolu, ludzie powinni mieć inne troski, ale to jest ich postulat, a nie rzeczywistość. Zresztą, nie jest prawdą, że katolików sprawa gender nie obchodzi. Obchodzi, i rozmawiają o tym w domach. W domach, w których jest mniej przemocy niż w domach, z których Boga wyrzucono.
Ogólnie jednak Owsiak pozostaje w kondycji psychicznej niezmiennej. Cierpi:
Z jednej strony jestem patriotą, cieszę się z ludzkiej dobroci okazywanej podczas WOŚP, z drugiej – mam doła na widok pobitego dziecka, bo widząc taki obrazek zastanawiam się dlaczego ten cały system się wali? Skąd tylu niezadowolonych z życia, odreagowujących stres w tak haniebny sposób na dzieciakach? Czasami myślę, że Polska to chory kraj.
I to już jest niepojęte. Jak wynika z książki "Resortowe dzieci", ojciec Owsiaka (milicjant-ochotnik chwalony za zdrowe podejście do kleru) był w ekipie (szeroko pojętej), która sprawowała w Polsce władzę od 1944 roku. Z kolei sam Jerzy Owsiak należy do ekipy, która rządzi Polską od 1989 roku. W sumie - prawie 70 lat. A mimo to Polska to nadal "chory kraj". Tylu wytłuczono, tylu zmuszono do emigracji, tylu przerobiono, a wciąż nie tak.
Ile musieliby rządzić, żeby wreszcie byli zadowoleni? Pięć stuleci? Tysiąc lat?
Owsiak - patriota "z jednej strony" - oczywiście ma rację: Polska to chory kraj, który się wali. Nie dodaje jednak, że źródła choroby przyszły z zewnątrz, nie wyrastają z Polski i Polaków. Przyszły, i niestety nie chcą sobie pójść. Do tego ciągle się mutują, utrudniając rozeznanie.
Na szczęście co jakiś czas stare wychodzi na wierzch, i cała maskarada na nic.
Jacek Karnowski